***
Muszę zniknąć. Być niewidzialna.-myślała dziewczyna. Skęciła w boczną uliczkę, prowadzącą do miejsca w którym zmierzała."Zaszyję się na parę dni..A jeśli już się dowiedział, o moim nowym nazwisku ? Będzie chciał mnie zniszczyć. Ja już nie mam siły uciekać..."-myślała trzeźwo.
-Ma panienka grosza na szczęście?-otarł się o nią alkoholik.
-Pecha przynoszę.- rzekła twardo i go wyminęła. Nagle znikąd pojawiło się dwóch umięśnionych mężczyzn, którzy stanęli na przeciwko niej.
-A to w takim razie moi koledzy nie przepuszczą.-wrednie zaśmiał się mężczyzna. Złodziej i alkoholik w jednym pragnę dodać. Odwróciła się na pięcie.Serce biło jej jak młot. Za sobą ujrzała kolejnych napakowanych kolesiów.... Widziała, że sama nie da sobie rady. Szczególnie, gdy lekcję pokory dostała od bandyty w jej własnym domu. Wyciągnęła z kieszeni banknot o dużej wartości licząc, że to powinno załatwić sprawę. W takich chwilach warto ulegać.
-Czy tyle wystarczy?-starała się mówić normalnie, ale jej głos drżał. Ze strachu i potwornego zimna.
-Haah. Dość błyskotliwa dziewczyna a przed chwilą stała przy bankomacie. - powiedział alkoholik zdejmując jej kaptur z głowy jednym szybkim ruchem. Sky sparaliżował strach, ciągle patrzyła wilkiem na faceta..Nie mogła wymówić słowa.
-Któryś z Was, lubi czarne maskotki ? -zapytał jeszcze głośniej śmiejąc się. Paker obok niego uśmiechnął się. Była otoczona, odbijała się nerwowo szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji.. Niestety nadaremno. Jeden chwycił jej rękę gdy chciała zadać cios.
-To się teraz pobawimy, kochanie.-rzekł wyjątkowo jednoznacznie. Sky czuła wstręt do niego.
-Śmieć..-wyjąkała.
-Nikt z Was, nie nauczył się manier? Nie wiecie jak traktować kobietę?-powiedział stojący na środku ulicy zamaskowany przechodzień. Dziewczyna patrzyła na niego z błaganiem o pomoc.Jej jedyna deska ratunku.
-Popatrz, jacy oni natrętni.Zaczekaj kochanie, koledzy się nim zajmą.-powiedział z udawanym uśmiechem.
-Ej Ty ! Zjeżdżaj stąd! -krzyknął ostro alkoholik w geście ostrzeżenia.
-Ten procent Ci do głowy za bardzo strzelił!Ahhh.. wszystko muszę robić sam. -odrzekł równie ostro hunter nie zmieniając pozycji.
-Dość tego!-powiedział bandyta rzucając się na niego z metalową rurą. Mężczyzna bez trudności powalił go jednym ciosem. Dwójka osób widząc to, uciekła. Na placu boju zostało jedynie dwóch osiłków, z którymi bez problemu dał sobie rady.I to w pięknym stylu. Podszedł do dziewczyny wbitej w ziemię.Była w szoku. Ujrzała w nim swego bohatera.
-Wszystko w porządku?- po skończonej walce, w której zwyciężył starał się dowiedzieć od dziewczyny czegokolwiek. Przytulił ją do siebie. Nie mógł ryzykować rozpoznania twarzy.
-Ja...Ty...Jakim cudem..- jąkała się. Wciąż była w wielkim szoku.Czarny wybawca zjawił się ot tak. Jakby przechodził przypadkiem.
-Co robisz w środku nocy w mieście? Powinnaś już dawno spać.-szeptał jej do ucha niskim głosem.
-Kim Ty jesteś?-dziewczyna w końcu odzyskała swoje zmysły. Odepchnęła go od siebie. Próbowała odchylić głowę do góry, ale on nasunął jej czapkę na oczy.
-Co Ty robisz?-zdziwiła się.
-Porywam Cię.-powiedział i szybkim ruchem przerzucił ją przez ramię, niczym trofeum.
-Zwariowałeś !? Postaw mnie !-rzucała się dziewczyna.
-Jest ktoś, kto chce Cię poznać. Namalowałaś mu grafitti na ścianie, grzesznico.Pamiętasz ?-powiedział klepiąc ją po tyłku. Oburzona Scarlett z całej siły biła pięściami w umięśnione plecy złodzieja.Wiedziała, że nie da rady się oswobodzić po raz kolejny.
-To dla niego pracujesz?! Po to Ci wtedy były moje włosy ?Co ? Odpowiedz mi !-krzyczała na całe gardło.
-Przestań się rzucać bo Cię puszczę.-zagroził chłopak.Dziewczyna momentalnie opadła z sił.
-Czekaj, czekaj, czekaj.. To od niego byli Ci goście w garniakach u mnie w pracy ?-rzuciła zdziwiona.
-Yep. Zgadłaś. +1000 punktów do inteligencji.-żartował. Wzięła głęboki oddech i pozwoliła się nieść umięśnionym ramionom.
-Jakie szczęście.-powiedziała szczerze.
-Ja na twoim miejscu bym się nie cieszył.Spora grzywna będzie..-straszył ją.
-Skakałbyś ze szczęścia! Czekaj...Wróć! Rzucałbyś się na ramieniu złodzieja,który po godzinach pracuje jako superbohater. Taak. To było by ciekawe.-westchnęła ironicznie.
-Tez lubię sarkazm, ale bez przesady.-przewrócił oczami.
-To gdzie mnie niesiemy !?-podniosła znów głos.
-Jesteś gruba. Biorę Cię do więzienia. A co nie mogę?-droczył się.
-Nie!
-Już mówiłem. Jedziesz dostać grzywnę.Jesteś blond to pewne..-mówił dalej.
-I dlatego przekupił złodzieja, żeby mnie przyprowadził dla kilku banknotów? Czy tylko mi coś tutaj nie gra?! Haloo tu ziemia ?!-zastanawiała się lecz on jej nie słuchał.
-Menda. Siedź cicho.-powiedział wkładając ją do bagażnika samochodu bez wysiłku. Całą drogę kopała w drzwi.
-No co jest ?! Znowu do bagażnika i do lasu?! To się dzieje w horrorach, czy jak ?-była na krawędzi obłędu.
-Mała..nie jestem psychopatycznym mordercą... -krzywił się za kierownicą.
-Jestem sexownym psychopatą.-powiedział dobitnie.
-Mamo ! Jestem za młoda żeby umierać !!! -niemalże płakała.
-Zawsze jesteś taka nieznośna ?-marudził.
-Trzeba było mnie nie ratować.-odrzekła zła.
-Fakt. Następnym razem radzisz sobie sama!-ostrzegł.
-Nic nowego !-pokazała mu język licząc, że to oczami wyobraźni zobaczy.
-Powinnaś mi chociaż podziękować, że się dla ciebie fatyguję.Jesteśmy na miejscu.-powiedział wychodząc z samochodu.
-Nie ma w tym dobrych intencji. Masz hajs zamiast dziękuję od swojego szefa.-dyskutowała zimno.Chłopak otworzył bagażnik.
-Jeśli zwijesz i tak cie zatrzymam, a wtedy nie będzie tak miło.Bądź dobrą dziewczyną.-rzucił podając jej dłoń.
-Wypchaj się.-rzuciła i wyskoczyła z bagażnika.
Chłopak spokojnie odprowadził ją wzrokiem, patrząc czy aby na pewno dziewczyna weszła do wyznaczonego miejsca.
-Odważna.-skomentował Stary.
-Nieznośna.-dodał młody.
-Zamontowałeś jej podsłuch?Po co ?-zdziwił się.
-Tak. Chcę się upewnić czy nie wysłałem ją na szubienice.-oznajmił i odjechał kilka metrów.
***
Wzięła głęboki wdech i weszła po marmurowej posadzce. Wokół było pełno kwiatów. Pani domu bardzo o niego dbała.
-Ile bym dała żeby tu mieszkać !-wzdychała dziewczyna. Na ścianie mieścił się obraz Leonarda da Vici "Mona Lisa'. Jeszcze nigdy nie widziała takiego bogactwa.
-Scarlett?-zapytał starszy mężczyzna w garniturze. Dziewczyna zdziwiła się słysząc swoje imię, więć się odwróciła.
-Dzień dobry!-przywitała się grzecznie.
-Czekałem na ciebie. Wejdź proszę-pełna kulturka.
-W związku z tym grafitti,wiem ze nic mnie nie usprawiedliwia. Zrobiłam to z pełna świadomością o konsekwencjach i jestem w stanie przyjąć grzywnę....byle by w ratach, gdyż nie jestem w stanie zorganizować całej sumy z dnia na dzień. Przepraszam za ten młodzieńczy wybryk. To się już nie powtórzy...-skończyła nerwowo się tłumaczyć.
-O tym ? Ahh już nie jest ważne.. Jest piękne, Kazałem to oświetlić. Może władze zmienią przepisy odnośnie schronisk.-powiedział z miłym uśmiechem. Dziewczynę zbiło to z pantałyku.
- Przepraszam jeśli wyjdę na niegrzeczną, ale w takim razie jaki jest powód żebym musiała być siłą tutaj przyprowadzona?-pytała zdezorientowana.
-Jestem Bill Kindom. Czeka nas długa rozmowa..-zaczął elegancki pan.
-Moje nazwisko coś ci mówi?-zapytał po chwili ciszy.
-Nie.
-Może herbaty?-powiedział patrząc na zziebnięte ręce.
-Po proszę.-powiedziała spokojnie i usiadła na purpurowym fotelu przy kominku, nerwowo kręcąc nogą. Po chwili przed nią stała filiżanka herbaty, ona zaś grzecznie podziękowała.Czuła się niezręcznie, szczególnie, że gość prześwietlał ją wzrokiem.Miała wrażenie, ze skądś go kojarzy. Znajome rysy twarzy. Odłożyła trzepiącą ręką filiżankę.
-A więc..-zaczęła twardo, czekając na wyjaśnienia.
-Jesteś tak podobna do swojej mamy...-zamyślił się mężczyzna. Dziewczyna zdziwiła się. Szybko przemyślała rozwój sytuacji.
-Aaa... no tak ludzie często mi to mówią.-uśmiechnęła się miło.
-Byłem bliskim przyjacielem twojej mamy.-wyjaśnił starzec.
-Jeśli chciał pan jej numer, wystarczyło poprosić. Już notuję.-rzucila grzebiąc w plecaku.
-Nie .. -rzucił poważnie..
-Twojej biologicznej mamy..-dodał.W sali zapanowała cisza.
-Coo... pan powiedział?-dziewczyna nie mogła wykrztusi słowa.
-Lily Willow.-podał je fotografię.
-Pan sobie chyba żartuje.Nie mam takiego poczucia humoru.-rzuciła zdjęciem i zerwała się z krzesła. W tamtym momencie coś kazało się jej wynosić.
-W mordę jeża !-krzyknął Staruszek w swoim fotelu. Dwóch mężczyzn właśnie przysłuchiwało się rozmowie.
-Ciii..-uciszył go Hunter.
-Znam twoją historię, chce Ci pomóc.Nie musisz się mnie bać.-mówił spokojnie.,Sky stała w drzwiach.Wolała zachować bezpieczną odległość.
-Ilekroć słyszę historię swojego życia opowiadaną przez innych, czekają mnie kłopoty.Jestem niezależna. Sama świetnie sobie daję radę.-powtórzyła twardo.
-W to nie wątpię, ale chce cie jakoś wesprzeć.Zapewnić ochronę.-gestykulował.
-Pan mnie chyba z kimś pomylił. Muszę już iść- grała blondynkę. W takich sytuacjach to jej najlepsza broń.
-Wynająłem Huntera. To on Cie znalazł. Wziął próbki dna do analizy. Są w 90 % podobne.To nie może być przypadek...nie oszukasz swego pochodzenia..
-To wszystko jest takie chore !-krzyknęła.
- Jakim prawem mieszasz się w moje życie? Dlaczego kazałeś mnie wbrew mojej woli przyprowadzić do siebie? Dlaczego wynajmujesz jakiegoś sexownego łobuza na mnie?Dlaczego akurat teraz się pojawiasz? Wiesz jakie miałam życie dotychczas? Nie. Nie chcę łaski. Nie potrzebne mi jest wiedzieć nic więcej. -powiedziała ze łzami w oczach i ruszyła w stronę wyjścia.
-Nie interesuje Cię własna matka? - pytał . Nie chcesz wiedzieć kim jesteś?-krzyczał za nią. Dziewczyna zatrzymała się i szeroko uśmiechnęła.
-Jestem Scarlett Colins. Córka Helen Colins, siostra Kate Colins. Ja...Byłam wtedy mała, ale pamiętam wszystko, nawet ją. To co pan mówi nie ma znaczenia.Nie chce tamtego życia. Rodzice sprowadzili na mnie jedynie ból i cierpienie, przez nich żyje właśnie tak, ale powiem ci jedno, kocham to życie, teraz mam prawdziwą rodzinę..Chcesz mi pomóc ?-powiedziała ostro.-To zabierz swoich goryli i wynoś się z mojego życia. Nic nowego nie wnosisz, jedynie tworzysz nie potrzebne zamieszanie, co grozi zdemaskowaniem.-już miała ruszyć na przód, gdy coś nie dawało jej spokoju.
-Daj sobie pomóż.-nalegał.
-Nie, ale chcę tylko jedno wiedzieć.. Dlaczego?-powiedziała na skraju wytrzymałości.
-Co dlaczego ?-rzekł skruszony.
-Dlaczego mnie wtedy zostawili samą?-zapytała głośno.
-Jesteś w niebezpieczeństwie...ten człowiek wyszedł z więzienia.-zmienił temat.
-Dlaczego?!-krzyknęła do niego.
-To ja Cię od nich zabrałem.-słowa były niczym noże dla serca Sky.
Nie mogła wytrzymać ani chwili dłużej w tym przeklętym miejscu.
-Nie podchodź.-zagroziła. Wybiegła z budynku,za sobą słyszała prośby człowieka, ale w jej głowie nawet nie przemknęła sie myśl, aby wyjaśnić jeszcze raz cała sytuację. Zawsze była sama, zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała łaski. Nigdy od nikogo jej nie wymagała,.Miała ogromny żal do rodziców za to, co ją spotkało. Całą swoją złość przelewała na nich, obwiniała za każde nieszczęście, za każdą swoją porażkę. A do tego była uparta, jak Helen.
***
-Dowiedziałeś się wszystkiego ? To wracaj.-rozkazał Staruszek. Odpowiedziała mu cisza.
-Scarlett jest z adopcji. Rodzice ją porzucili, a właściwie ten koleś ją zabrał, teraz ma wyrzuty sumienia, akt żalu , poszedł do spowiedzi i chce odkupić winy.Przeleje jej trochę kasy, a jutro razem będą smażyć grzanki.Przykre, ale prawdziwe.-komentował.
-Mogło tak być.Teraz dziewczyna chce spłacić dług wdzięcznosci dla swojej mamy, pomagając jej zbierać na leki. To jakaś tragedia. .... Odeskortuję ją. Jest póżno. Jeszcze się znowu wplącze w kłopoty-momentalnie rozłączył się. Widzial przed soba małą dziewczynę, pośpiesznie biegnącą ulicami miasta, z kapturem na głowie i odsłoniętymi ramionami.Przypomniał sobie swoje dziecinstwo. Moze to i dobrze, że nie miała takich rodziców. Nie musiała żyć blisko nich. Przynajmniej nikt ją nie skrzywdził. Widać bardzo kocha swoją mamę.Dziewczyna maszerowała nawet się nie oglądając w tył.Chłopak śledził ją uważnie wzrokiem. Chyba płakała.Gdy pokonała dość dużą odległość, czerwony samochód wjechał na krawężnik tuż przed nią. Chłopak podskoczył na prześle i odpiął pas. Juz chciał się rzucić i jej pomóc, gdy coś go zatrzymało. Dziewczyna o 100 kolorach włosów wyskoczyła zza kierownicy, i gorąca uściskała Sky. Chłopak domyslił się, że to jej przyjaciółka ze zdjęcia, które widział w pokoju. Tyle można się dowiedziec obserwując tak zwyczajną osobę. Dziewczyny wskoczyły do samochodu i odjechały na pełnym gazie....
-Poważnie, nie umie jeżdzić.. To się nazywa piractwo drogowe. Za to są mandaty!-krzyknął do siebie.
***
-Steff. Prosze przyniesć mi akta uczniowskie pewnej uczennicy. Nazywa sięę Scarlett Colins-rozkazał Bill swojemu podwładnemu."Wiem, że nie miałaś łatwego życia, wtedy nie mogłem nic zrobić. Teraz postaram się Ciebie ochronić. W końcu nawet Kopciuszek miał matkę chrzestną."
-Jest w czołowej trójce najlepszych osób z wynikami.!-rzucił podwładny.
-Do jakiej szkoły uczęszcza?-zapytał zdziwiony.
-Do okolicznej szkoły państwowej.. Nie cieszy się ona dobrą opinią.-westchnął.
-Będzie chodzić do najlepszej prywatnej szkoły.-zadecydował.
-Ale jak to ..?-pytał starszy pan w garniturku.
-Przelej zaliczkę i całoroczną opłatę do najlepszej szkoły prywatnej w okolicy.-powiedział zimno.
-Yyy.. dobrze, czy wysłać powiadomienie do tej dziewczyny o przeniesieniu?-pytał zdziwiony lokaj.
-Proszę wysłać to zawiadomienie do szkoły, a do uczennicy, że dostała stypendium. Chcę być anonimowy, nikt o tym nie może się dowiedzieć.Jasne ?-zszargany wyrzutami sumienia coraz bardziej chciał ją uszczęśliwić...
-Dobrze, już się robi szefie. Człowiek wyłączył głośnik. Wiedział, że gdy przyjdzie czas, musi zapewnić jej plan B, awaryjny na wypadek gdyby ktoś ją znalazł.musi mieć ją po swojej stronie. Tylko tak uniknie przykrości. Niestety nie wiedział o czającym się niebezpieczenstwie, ktore jak tygrys było przyczajone tuż przed jego nosem.
****
-Nie uwierzę w to co mówisz! Brałaś coś?-pytała przyjaciółka bacznie obserwując wyznania zdruzgotanej Sky. Znały się od zawsze. Nierozłączne i nierozerwalne mimo, że los był dla nich okrutny, a odległość nie pozwalała na zbyt częste przebywanie ze sobą widziały, iż mogą na siebie liczyć. Sky wstała z krzesła i rzuciła się na łóżko.Wariowała.
-Nienawidzę ! Nienawidzę !Nienawidzę przeszłości!- krzyczala ściskając poduszkę na niewiarygodnie miekkim łóżku Stelli.Jej pokój swiecił dobrobytem wraz z najnowszj geneacji sprzętem.
-Stara ! Czy ty czaisz, że własnie znalazłaś kopalnie złota! Dobry wujek pomoże ci stanąć na nogi.-zachęcała, próbując obrócić sytuację, na korzystną.
-Sprowadzi na mnie kłopoty.Ilekroć ktoś zna moją przeszłość cierpi.A on wyszedł z więzienia...A co jeśli poznał moje nazwisko?-Wzdychała zła.
-Sky, spokojnie. Ja sobie zawsze poradzę. O mnie sie nie martw. A samej cie nie zostawię z tym wszystkim. Normalny człowiek tego nie ogarnie. Masz życiorys lepszy niż z horroru.-Stella zawsze miała ADHD. I nigdy nie umiała pocieszać.
-Jesli mnie znajdzie...-pytała zażenowana własną miną.
-Nie znajdzie. Nie skrzywdzi cie ponownie, rozumiesz?-obiecała tęczowa wyraźnie zaniepokojona.
Tylko ona znała całą historię życia przyjaciółki. Nikt inny.
-On wyszedł z więzienia.Zabiję go.-Sky nigdy nie miała wielu wrogów. Zdarzyły się konflikty, ale nigdy nikogo nienawidziła.
-Wsadzisz go tam z powrotem na dożywocie. Razem damy rade, always and forever, pamiętasz?-rzuciła pierwsza.
-Always and forever,Stell -odpowiedziała Sky. Ta obietnica wiązała je od dziecka. Zawsze i na zawsze razem.
-Zazdroszczę ci...Tak bardzo Ci zazdroszczę.-wyszeptała Czarna.
-Mnie ? Czego ?-zmarszczyła brwi.
-Normalności. Robisz co chcesz i kiedy chcesz. Bawisz się ile Ci się zamarzy, ojciec na ciebie wykłada ile zapragniesz, masz własne zasady, piekelną pewnosc siebie....Przypomnij mi dlaczego ja cię lubię?-spojrzała na słuchającą piosenkę G-Dragona przyjaciółkę.
-Yyy... -zamurowało ją przez chwilkę.
-Bo lubię twojego kota, a mam alergię na sierść?-powiedziała jak przed sądem.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Dobra , ja na dzisiaj mam dość.Chcę się zabić.-wyszeptała i podniosła ręce w geście kapitulacji.Stella skoczyła na przyjaciółkę i zaczęła ją szczypać.
-Dobra nie ! Dość tego gwałtu.-smiała się Sky.
-Cisza.Ja cie nauczę tej pewnosci siebie.Chłopak by ci się przydał.-skomentowała szare dresy swojej przyjaciółki.
-Nie jestem taka jak ty.
-Czyli?-oburzyła się Stella.
-Fajna i doklej sobie do każdego pozytywnego przymiotnika opisującego dziewczynę przedrostek"super", to się dowiesz.-dyskutowała Czarna.
-Ehh.... Ale cie dzisiaj ścisnęło. CHŁOPCÓW się kocha a potem rzuca, pamiętaj, zanim sie Tobą znudzi.Po 3 miłosci będziesz ekspertem.-zasmiała się wrednie.
-Ja wierze w miłość na zasadzie gry charakterów. Przynajmniej schlebię sobie tym, że ktoś mnie porwał.Nie! Najpierw uratował, a potem porwał! -zasmiała się na myśl, o tym.
-Ciekawe ile jesteś warta..-zastanowiła się głośno. Sky obróciła się nerwowo.
-Stella!-krzyknęła.
-No co ?!
-Jakby moje zycie było mało zawiłe. Ale dobra, fajnie! Sprzedaj mnie do gangu.-Sky zrobiła smutną minę.
-Chyba do lumpeksu.-cięta riposta!
-Masz zrazę do dresów.Rasistka!-krzyknęła Sky.
-Sky, życiu trzeba śmiać się w twarz. Nie ma miłosci, jest tylko przyzwyczajenie po ślubie.Co się stało w twoim wielkim uśmiechem i codzienną śmiertelnie nudną dewizą "carpe diem" w burguntowej czapce??-budowała.
-Wyprała się...
-Wstawaj stara. Wiem, że nie jest ci lekko i nawet cie za to podziwiam, ale nie schizuj się tak.Kazałaś się wszystkim wypchać, więc męczyć się będziesz ze mną.-klepała po tyłku zakutaną w pościel Małą.
-A więc jaki jest twój niezawodny plan?-zaczerpnęła zapału do życia.
-Po pierwsze przestajesz płakać, po drugie idziemy na imprezę opić smutki, a po trzecie idziesz do kuchni zrobić nam tosty, bo widzę, że nic nie jadłaś.-rozkazała Królowa.
-Z wrażenia chyba urodziłam. Stella przecież wiesz, że ja nie lubię tłocznych miejsc, wolę posiedzieć ze znajomymi w małym gronie, pośmiać, ja nawet nie umiem pić, kaasy i czasu nie mam na to ...i-wtedy ją dopadło. Dzika ochota żeby się wykrzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko, żeby poudawać, że wszystko jest ok, a młodzież jest zbuntowana...-mama i Kate są u wujka nad morzem.-usmiechnęła się złowieszczo do Tęczowej.
-Masz rację. Muszę po prostu trochę odpuścić.Nie mogę sobie poradzić z uczuciami, a dusić ich nie zamierzam.-mówiła z głębi serca.
-A ja tak cię odszczelę, że sam Damon Salvatore z TVD będzie twój.-dała do zrozumienia.
-Bóg sexu? Czemu nie.-poruszała brwiami.
-To kicaj do kuchni po te tosty.-rozkazała pani domu.
-Oki. Podwijam kiece i lecę.-pokazała lika. Stella również odpowiedziała takim samym ruchem lecz bardzo wygiętym palcem.
-Przeprost! -krzyknęła.Obie zaśmiały się.
Po pół godzinie, gdy już Stella wyczerpała konto cierpliwosci i rozróżniania słów predkosci 1000 na sekundę. Zabrały się za przygotowani a do imprezy.
***
-Będą same VIP, dobrze wychowani młodzieńcy, bez używek, a będę cię pilnować jak oka w głowie, odwiozę do domu... i cokolwiek zawsze mówie twojej mamie jak cie gdzieś zabieram.-kiwnęła głową przed lokalem Tęczowa.
-Pięknie kłamiesz.-pochwaliła wysiłki.
-Wiem, ma się ten talent.-przyznała.
-A tak serio, to baw się dobrze. Nie masz 16 lat,żeby cię pilnować. Ty zawsze dajesz radę siostro, więc bądż sobą a to będzie niezapomniany wieczór.-puściła perskie oko Małej.
Stell to dość niezwykła dziewczyna. Jej zielone jak trawa o poranku oczy i włosy o milionie kolorów są niczym tęcza. Jej zgrabna figura i niski wzrost pasowały do siebie tworząc wizerunek zadziornej.Miała na sobie różaną sukienkę i złote szpilki odbiajace pojedyńcze płomienie światła z laserów dyskoteki.
Dwóch facetów przechodzących obok Czarnej namolnie patrzyli na jej biust, podkreślany przez sukienkę..
-Hej chłopcy!-przywitała się Stell, podchodząc do stolika, przy którym siedziało kilku bez zwątpienia zamożnych chłopców.
-Cześć Stell.Wyglądasz bosko, jak zawsze-zachwalał jej znajomy o włosach czerwonych i zielonych oczach.
-To moja dziewczyna Step... Witaj kotku.-w objęcia wziął ją wysoki szatyn. Miała tylu chłopaków, że nie mogła nawet Sky nadążyć.Cala Stella. Piękna i bestia w jednym.Ten nazywał się Carl, poznała go gdy uciekała przed wielkoludami w garniakach. Wtedy prosiła o brak pytań. Chłopak dotrzymał słowa, nie zaczynał rozmowy.
-To moja siostra Sky. Macie ją nie nudzić.-rozkazała niczym swoim sługą.
-No pewnie.-usmiechnął się do niej pięknooki blondyn.
-Jestem Step a to Red.-powiedział badając jej obcisłą białą sukienkę wzrokiem. Usmiechnęła się na widok chłopca z czerwonymi włosami.
-Napijesz się czegoś?-zapytała Stell, gdy już usiadła obok niej przy ogromnej loży VIP'ów.
-Najmocniejszy trunek w tym lokalu.-grała sexowną.
-Mi też.-powiedziała do chłopaka, który namiętnie masował kolano przyjaciółki. Nigdy nie była śmiała w stosunku do chłopakow, ale dzisiaj nawet jej wulgarny strój jej nie przeszkadzał.Chciała się bawić.Nie myśleć o niczym, ani o przeszłości, którą tak pragnęła zmienić, Po pierwszym kieliszku czuła się świetnie.Nie musiała nikomu się wyżalać, a jedyne o czym myślała to o żartach swojego nowo poznanego chłopaka chyba o jakieś rybie. W końcu przestała myśleć, w głowie wirowało a ona czuła się wyjątkowo lekko. Piękna, namiętna i ..niegrzeczna. Każdy kolejny kieliszek palił niczym ogień i rozgrzewał ją od środka. Piękny stan. Step prawił jej komplementy do ucha, masował jej nogę, ale ona w pewnym momencie zostawiła go bez słowa i porwała za rekę przyjaciołkę, która właśnie skończyła się całować z szatynem.
-Choć tańczyć!-ciągnęła na koniec sali. Zaczęły tańczyć. A właściwie kusić wszystkich chłopców obok siebie. Potem liczył się tylko taniec, jak nie jeden chłopak to drugi. Nieznany przystojny brunet wyjątkowo dobrze całował... Śmiała się głośno. Teraz jest szczęśliwa. Wtedy poczuła na sobie wzrok. Spojrzała na jego twarz. Skądś go znała. Chłopak uważnie ją obserwował odkąd weszedł do klubu. Usmiechnął się. Dzisiaj mógł wygrać zakład.
-Matt sorry, ale musisz być dzisiaj trzeźwy.Bedę potrzebował szofera.-powiedział wyrywając przyjacielowi wódkę i sam ja pijąc.
-Co do kurwy ?!-rzucił się zaskoczony.
-Wygląda na to, że wygram zakład. Mam mieć wolną chatę wieczór.-powiedzial wstając i rzucając mu swoją kurtkę. Mat nie wiedział co chodzi kumplowi po głowie, dopóki nie dostrzegł jakieś dziewczyny wirującej w tłumie. Miała na sobie białą sukienkę odsłaniającą całe nogi i całe plecy, nawet część biustu. Włosy jej wirowały w tańcu. Było dość ciemno Matt nie widział twarzy, dopóki zdezorientowana nie przystanęła przed Aaronem.
-To ta kelnerka!-olśniło go.
-A co podnieciłeś się?-odpowiedziała siedząca obok niego zazdrosna ruda dziewczyna.
Sky nawet nie próbowała go sobie przypomnieć.Nie obchodziło ją z kim tanczy. Powiesiła ramiona na jego szyi i bawiła się dalej. Jego zimne ręce czuła na swojej tali cały ten czas kołysając sie w rytm.Trwało to dośc długą chwilę.Wtedy naładowana Stell podeszła do niej.
-Ma juz dośc wrażeń jak na jedną noc.-zarzuciła chłopakowi. Nigdy nie zostawił by dziewczynę w jego ramionach.
-Chodź stara, idziemy spać.-rozkazała pijanej Sky.
-Ale ja chcę do Narnii. On mi obiecał -Sky powiedziała jak małe, słodkie dziecko wskazując na Aarona placem.
-Dokładnie tam pojedziemy.-przytaknęła Stella. Kłocić się z pijanym to jak... kłócić się z pijanym.
-Zaczekaj wezmę jednorożca z parkingu.-zostawiła Aarona i Stellę w tyle, czując ich zdezorientowane spojrzenie. Pierwsza przechodziła przez tłum na chwiejnych nogach, zadowolona z siebie.
-Ma jednorożca? Też zawsze chciałem.-doodał krzyżując ręce na klatce piersiowej..
-Jest pijana, idioto.-syknęła Stell zostawiając go uśmiechniętego od ucha do ucha. Poszła za przyjaciołką, która odwiedziła toaletę.
-Się zatrułaś dziewcze moje.- Stell wzieła głeboki wdech i starała się trzymać pion.
-W moim brzuchu jest wojna... Pewnie tam smok jest.-tłumaczyła świetna alkoholiczka.
-Sky, błagam cię chociaż spróbuj nie wymiotować.-powiedziała załamana obmywając jej zimną wodą twarz..
-Już dobrze. Teraz śpi.-odrzekła świetnie bawiąca się dziewczyna.W turkusowej łazience był brud, a na lustrze był zapisany numer telefonu jakieś laski.
-Idę złapać taksówkę. Było fajnie, nie?-zapytała zapalając papierosa.
-Fajnie ? Świetnie! Chodź jeszcze zatańczyć! -mówiła podekscytowana.
-Nie tym razem, jest 4 nad ranem.-Stell spojrzała na swój niedawno kupiony telefon.
-Już? Czas w takim towarzystwie tak szybko leci.-dziewczyna poprawiła czarne włosy.
-Wyglądasz jak zwłoki. Za blada jesteś.-powiedziała machając nogami na zlewie.
-Aaaaa nie lubię blondynów, ale ten ciemny jest ładny.-powiedziała Sky mrużąc ciemne oczy.
-Który? Do mnie mówisz?-przyjaciółka zdębiała.
-Do obok ciebie. No ten z Narnii.-mówiła dalej.W łazience były same.
-Już nic nie mów. Hahah.-Stell rzuciła pet do umywalki.
-Zaraz wracam.Nie wychodź bo cie zgwałcą.Wypadłaś dzisiaj świetnie.-zagroziła Tęczowa i wypadła niczym strzała.
-Wiem, ja zawsze upadam.-zamyśliła się Sky, poprawiając usta szminką przyjaciółki, po czym wyszła na salę. Nagle wzrosło zamieszanie w klubie.Ludzie zaczęli szybko wychodzić.
-Co się dzieje?-zapytała Sky kurczowo trzymając się ściany.
-Psy!-to jedno słowo wystarczyło, żeby wszyscy zaczęli uciekać. Stojąca przy wyjściu Stell panikowała,gdyż uciekający tłum nie pozwolił jej wrócić po przyjaciółkę.
-Skyyy!-krzyczała,a panika rosła.Natomiast Sky spokojnie doszła do baru i wyciągnęła jedno piwo owocowe, otworzyła je o blat stołu, poprawiła włosy i zaczęła je spokojnie sączyć.
-Dyskoteka! Łiii!-krzyczała smiejąc się w głos. Przechodzący z łoży VIP'ów ludzie nie zwracali na nią uwagi. Gdy skończyła oprózniać butelkę, puściła ją z ręki i poprawiła torebkę na ramieniu.
-Co robisz ?-złapał ją za ramię umięśniony szatyn o ciemnej karnacji.
-Wybacz, ale idę po taksówkę.-machnęła ręką niczym jakaś dama.
-Policja przed twoim nosem robi łapankę!-potrząsnął ją kilka razy, aby wróciła na ziemię.
-Też to widzisz? Czyli nie tylko ja mam zaburzenia psychiczne.-uśmiechnęła się i zostawiła go w tyle. Jeden z policjantów własnie przebił się przez tłum i zauważył dziewczynę w białej kreacji.
-Teraz mam kłopoty!-dziewczyna wróciła do rzeczywistości i zamarła w bezruchu.
-Oj Sky, Sky...-powiedział pod nosem uśmiechnięty Aaron. Szybko podbiegł do dziewczyny i przerzucił ją przez ramie, po czym wybiegł tylnym wyjściem dla VIP'ów.Matt z niecierpliwieniem czekał za kierownicą.
-Gdzie Ty byłeś?!-ochrzanił kumpla za spóznienie.
-Pakowałem prezent.-powiedział kładąc śpiącą dziewczynę na tylnym siedzeniu.
-Zwariowałeś ?!-Matt protestował.
-Jedź ! Gliny za nami!-ostrzegł kumpla, który momentalnie odpalił silnik. On sam pogłaskał policzek dziewczyny, która wpadła w objęcia morfeusza.
***
Dziewczyna obudziła się u chłopaka w łóżku.Najpierw zobaczyła niebieski sufit, zupełnie inny niż jej czy Stelli pokój. Zerwała się.Rozejrzała po pokoju hotelowym. W gardle paliło ogniem wczorajszej nocy.Jest tylko jeden szczegół...urwał jej się film, a głowa bolała niemiłosiernie. Wstała z łóżka i podeszła do stolika na którym, stał dzbanek z wodą i przygotowana szklanka. Nalała sobie całą i wypiła na jednym oddechu.
-Ale cię suszy... -zadziwił się chłopak o ciemnej karnacji i brązowych włosach, ubrany w luźną koszulkę i spodnie dresowe. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć.
-Nie tak głośno.-wyszeptała trzymając się za głowę dłonią.
-Zapomniałem. Kac zdrajca.-usmiechnął się miło.
-Co ja tu robię?-zapytała podpierając się stolika.
-Nie pamiętasz?-chłopak uniósł brwi.
-A powinnam? -serce Sky stanęło. Chłopak si uśmiechnął.
-Czy my...?-powiedziała patrząc na niezaścielone łóżko, na którym się obudziła.
-Zrobimy to jak będziesz w pełni świadoma. Chce żebyś zapamiętała najlepsze chwile w swoim życiu.-wybuchnął śmiechem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
-Jak mi wstyd. Pierwszy raz w życiu się tak upiłam.Jak ja muszę teraz wyglądać.-powiedziała chowając twarz w dłoniach.
-Zdarza się każdemu młodemu.-ruszył ramionami i położył się na kanapie.
-Jak tutaj trafiłam ?-dopytywała swego kolegę.
-Opowiem ci wszystko na śniadaniu. Doprowadź sie do użyteczności Sky, tam jest łazienka.-wskazał palem na orzechowe drzwi.
-Zaraz wracam powiedziała idąc boso przed lustro. Szybko spięła włosy w niedbały kok i umyła twarz z reszek makijażu poprzedniej nocy. Sukienka była poplamiona jakimiś runkami, a na plecach rozerwana, odkrywająca sporą bliznę.. Nie mogła dłużej siedziec w łazience. Dumnie wymaszerowała w stronę stolika obiadowego, na którym było nakryte dla dwojga osób.
-Siadaj-powiedział głos zza jej pleców.
-Powinnam już iść.-powiedziała odwracjac się na pięcie.
-Wyjdziemy za chwilę razem.-usłyszała dobitnie i jakaś siła na jej karku kazała siadajac na krzesło.dziewczyna poczuła się dziwnie. Chłopak usiadł na przeciwko.
-Powinnaś coś zjeść.-uśmiechnął się. Dziewczyna nalała sobie soku.
-Ja nie jem zbyt wiele.-powiedziała odsuwając talerz z jakąs zupą.
-A więc po kolei, gdzie jestem i jak się tutaj znalazłam?-zapytała
-Pokaz siły i determinacji ?-zapytał jedząc obiad.
-Prawda jest taka, że kto ma cycki ten ma władzę.-rzekła spokojnie.
-Więc, dlaczego nie zmusisz mnie, żebym odpowiedział Ci na te wszystkie pytania?-zapytał szczerząc się.
-Najpierw to użycz mi swoją bluzę. Najlepiej czarną.Wyglądam jak dziwka.-powiedziała patrząc na ręce. Chłopak odłożył sztućce, podszedł do szafy i wyciągnął czarną bluzę.
-Jest na mnie za mała, możesz ją zatrzymać.-powiedział podając jej rzecz. Po szybkim naciągnięciu bluzy na ciało, pełne blizn i ran czuła się pewniej.
-Cała historia to opiłam się i spałam pod stołem, tak ?-przekręciła oczami.
-Nie. Tańczyłaś na barze, śmiałas się, że masz jednorożca na parkingu, opiłaś się chyba litrami wódy, całowałaś z chłopcami, śpiewałas mi do ucha, a w samochodzie opowiadałaś o tym, jak ważne jest parzenie kawy......-tłumaczył powaznie. Dziewczyna oparła głowe o blat.
-Jak ja się stoczyłam.Jak wyjdę do ludzi.Jaki wstyd. Przecież ja taka nie jestem.Muszę wyglądać jak jakaś idiotka.-tłumaczyła się.
-Mówiłem już. Zdarza się. Nie przejmuj się opiniami ludzi.-przewrócił oczami.
-Ale to jednak nie wyjasnia jak się tu znalazłam.-oświeciło ją.
-Wiedziałem, że nie jesteś blond. Do kubu wpadła policja, ktoś doniósł o narkotykach, była łapanka, ja jako twój heros wpakowałem do samochodu, a że nie powiedziałaś adresu bo spałaś mi na ramieniu przywiozłem cię do tej twierdzy. -powiedział spokojnie.
-Rzadko się trafia na takich ludzi jak ty. Bezinteresownych.-powiedziała patrząc na niego jak na herosa.Aaron tylko chrząknął.
-Czy ja .. Mówiłam coś więcej ?-zapytała pewna obaw.
-Tylko o jakieś Steli, potem o mnie, że pachnę jak truskawka, nic konkretnego.-wzruszył ramionami.
-Stella! -podskoczyła na krześle.
-Gdzie moja torebka?- zapytała z wielkimi oczami. Chłopak wskazał w kącie szafę.Dziewczyna wyszukała w niej swój telefon.
-Ale spokojnie, odebrałem, powiedziałem że jesteś ze mną.-rzekł jedząc posiłek.
-Zwariowałeś?! Teraz to pewnie w ogóle nie zaśnie!-krzyczała zła.
-Przesadzasz.-rzucił niewzruszony.
-Kurwa! Jest 15! Miałam być pół godziny temu w pracy! Nie mogę jej stracić!- histeryzowała szukając swoich szpilek.Szybko je założyła.
-Ty się na tym zabijesz w takim stanie!-zdziwił się chłopak.Dziewczyna popatrzyła na niego wilkiem.
-Prawdziwa kobieta w każdym stanie umie chodzić w szpilkach .-powiedziała śmiertelnie poważnie.
Chłopak tylko kiwnął głową w geście powagi.
-Bardzo Ci dzięku...-zaczęła.
-Aaron! Aaron! Gdzie jesteś ?!Stary ! Mordo moja.-do mieszkania wszedł młody chłopak o blond włosach w kwiecistej koszuli.Aaron nerwowo podniósł się z krzesła.
-Ty farciarzu ! Zawsze przegrywam ! Widzę, że łózko nie pościelone, więc wygrałeś zakład. Czarna była pod wrażeniem ? Czy ...-został przerwany krzykiem swojego przyjaciela.Matt nerwowo spojrzał na dziewczynę stojącą w kącie.
-Zakład?-uniosła brwi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Po chwili niezręcznej ciszy wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
-Boże, ja nigdy się nie nauczę. Już myślałam, że ci ludzie są lepszymi.-powiedziała tłumiąc gniew.
-To może ja was zostawię.-powiedział blondyn.
-Wychodziłam.-rzekła twardo, tak że Matt się zatrzymał.Dziewczyna już miała wyjść, gdy momentalnie zawróciła i rzuciła daniem w twarz chłopaka.
- Na tym świecie kobiety są warte właśnie zakładów.-rzekła patrząc jak zupa leje się po jego twarzy.Poprawiła grzywkę i dumnie wyszła. Matt odwrócił się do przyjaciela.
-Sorry Stary, nie chciałem.-tłumaczył się.Aaron zacisnął pięść.
-Ale to tylko jedna dziewczyna.-pocieszył go faktem.
-Wyjdź!-rozkazał zły.W jego żyłach krew pulsowała.Nigdy nie czuł takiej złości. Sky czuła sie upokorzona i zdenerwowana, ale wszystko zwaliła na kaca.
-Bywało gorzej..-szepnęła do siebie.Zeszła do recepcji...Okazało się, że była w hotelu, w którym pracowała.Zbiegła po schodach do kuchni.Przywitała się z kucharką, ubrała fartuch i poszła na zmywak.
-Scarlett o której miałaś być?-zaczepił ją przystojny niebieskooki menager w garniturze. Sky było wstyd,ale cóż mogła zrobić.
-Przepraszam za spóźnienie.-pochyliła czoło.
-To już trzecie w tym tygodniu.Wiesz co to znaczy?-karcił ją wzrokiem.
-Że...dzisiaj środa?-przymrużyła oczy, próbując wszystko obrócić w żart. Menager stal chwilę patrząc na wymuszony uśmiech dziewczyny, po czym rozluźnił uścisk jakiś dokumentów i zachichotał.
- Też byłem młody.Każdy ma problemy.-powiedział wyciągając z kieszeni miętówkę i jej ją podał. Zaskoczona pokiwała głową.
-Aż tak po mnie widać? Ostatni raz piję.-chwyciła się rękami z piany za policzki.
-Nie to mam na myśli, jesteś ładna.Rzadko paradujesz w szpilkach na zmywaku.-żartował.Rudowłosa dziewczyna zmierzyła ją wzrokiem. W odpowiedzi speszyła się.
-Dziewczyna ze zmywaka rozmawia z szefem.Dbaj o swoj image. Laski piszczą.-zerkła na rudą, która uważnie patrzyła na całą sytuację.Szef również na nią spojrzał lecz spłoszona uciekła.
-Jeśli jeszcze raz się spóźnisz to wylatujesz. I przychodź normalnie ubrana do pracy.-powiedzial głośno.
-Dobrze szefie.-powiedziała trzymając się ledwo na nogach.Gdy odszedł parę kroków oparła się o zlew i powiedziała:
-Zdechnę tu...
***
- Do szkoły? Już ?!-zasępił się.
-Halo! Jest WRZESIEŃ przyspańcu.-rzucił Stary.
-Zupełnie inaczej rozplanowałem swoje wakacje. Planuję je przedłużyć.-zadecydował.
-Jak chcesz to zrobić?-zastnanowił się.
-Planuję wyjechać.W jakies dalekie miejsce.
-Nawet nie próbuj.-syknął zły.
-Dlaczego nie? Nie miałes nigdy marzenia, żeby uciec? Zupełnie sam? Na sawannie albo w kosmos.-rozmyślał układając się na łóżku.
-Najpierw spotkasz się ze swoim ojcem. Jutro o 16 macie spotkanie biznesowe.-oznajmił czytając e-maila.
-Musiał wysłac e-maila? Nie mógł zwyczajnie zadzwonić? Przez dwa miesiące nie dawał znaku życia.Odmów mu.-chłopak zagryzł wargę.
-Nie możesz mu odmówić. Z ojcem nie wygrasz, nawet jeśli go zabijesz. Jest zbyt potężny.Ma swoje układy i bogactwo.-przypomniał zły.
-Pierdole takie życie.-jęknął.
-Masz ubrać garnitur.
-Po co ?
-Skąd mam wiedzieć, tak tu napisali.-wyjaśnił.
-Boże.. Za dwa dni szkoła.I ta przerażająco natrętna Amber...Jak o tym pomyślę to mam palpitację serca.. -skamlał.
-TAaak.. Przerażająco trudne życie nastolatka.
-Mało kto jest Darknes Hunter'em. Jestem wyjątkowy.Możesz zacząć bić pokłony.-chłopak potrząsnął włosami rozwianymi na 4 kierunki świata.
-Mam potwierdzić?-upewnił się.
-Napisz, że z chęcią zepsuję ten obiad, o ile nie będzie chciał mnie otruć.-wyłączył telefon. Leżał chwilę w bezruchu.
-Nudzi mi się.-prychnął. Ręką zawędrował pod poduszkę.
-Mam cię.-szepnął i włożył nadajnik do ucha.Zawsze podsłuchiwał, gdy nie mógł zasnąć.Usłyszał rozmowę.
-Kate ! Ty złośliwe dziecko szatana !- krzyczała kobieta donośnym głosem.
-Scar! Scar! Mama kupiła ci różowe majtki na targu ! W dodatku w kotki! Uwierzysz?!-przybiegło do pokoju dziecko.
-Hahahahaaha!!!-usłyszał odpowiedz starszej dziewczyny. Sam się zasmiał.
- Kate, aniołku.Ty raczej niespodzianek nie umiesz dotrzymywać.-powiedziała chichocząc.
-Ale...-zasmuciła się.Usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi.Do pokoju weszła Helen.
-Kupiłam wam coś słodkiego. Jest na stole,Kate, może pójdziesz pierwsza.-rzuciła z ogromnym usmiechem.
-Ja chcę isc ze Sky!-protestowała mała.
-Idź pierwsza. Mama chce ze mną porozmawiać.-podpuściła ją. Dziewczynka posłusznie wybiegła z pokoju.
-Co to za bluza?-zastanowiła się mama widzac córkę ubraną w czarną nieznaną bluzę.
-To ?-zaczerwieniła sie Sky- To Liama. Niewyraźnie mówię, chyba to jakies przeziębienie.-dziewczyna zatrzymała powietrze w płucach, ale sztucznie się usmiechała.
-A Liam'a...-popatrzyła na nią wilczym wzrokiem. Trwalo to dłuższą chwilę.Dziewczyna już planowała wybuchnąc płaczem i przeprosić, że się spiła jak cygański bat. Myślała, że mama jakimś cudem dowiedziała się o jej wybryku.
-Masz rację.-rzekła. Sky oblała się zimnym potem.
-Wyglądasz blado. To chyba jakas grypa. Zaraz przyniosę ci leki.Jak radziłas sobie w pracy ?-zapytała miło.
-Jakimś cudem się udało, ale miałam mały wypadek. Ruda kelnerka rzuciła do zlewu porcelanowy talerz on odbił się od dna i roztrzaskał, przy okazji wbijając się w mój nadgarstek.Patrz mam bliznę, jakbym się cieła.-rzuciła zdziwona pokazując rękę mamie.
-Zwariowała? -rzuciła się rodzicielka.
-Pewnie nie chciała.Albo chciała i zemsta się jej udała. W każdym razie nawet nie boli, więc nie ma o czym rozmawiać.-uspokoiła.
-Masz pecha.-skomentowała.
-Dzięki wiesz... Miło.
-Czysty fakt kochanie.-zaśmiała się.
-O czym chciałaś porozmawiać? Bo na pewno nie o latających talerzach, i rudych.-wrociła do tematu.
-Za niedługo do szkoły i właśnie...
-Mamo. Nie martw się. Damy rade jak co roku.Mam już pracę dorywczą załatwioną, a na weekendy Stella załatwi mi jakieś dodatkowe zajęcie. Oczywiście dobrze płatne, bo ona jest szpecem-mówiła w koło.Helen wysłychala całej wypowiedzi córki i była z niej niesamowicie dumna.Jej mała Sky już taka dorosła.
-Dostałaś stypendium i dzisiaj podpisałam papiery o przenoszeniu cię do najlepszej szkoły w mieście.-rzuciła podniecona.
-Poważnie mamo?! Mówisz serio?! o Boże ?! Tak się cieszę!!!-piszczała kręcąc się na łóżku.Obie smiały się. Miały nadzieję, że los się do nich uśmiechnął.Nic bardziej mylnego. Rozmawiały dłuższą chwilę o podręcznikach do podstawówki dla Kate, następnie o zakupie nowego plecaka w sklepie odległej części miasta.
-Jutro go kupię. A teraz śpij już.-pogłaskała ją po głowie i ruszyła w stronę wyjścia.
-Mamo..-mruknęla Sky.
-Tak?-odwróciła się.
-Pamiętaj, że cię kocham.-powiedziała z drżącym głosem.
-My ciebie tez.-wyszeptała. Opuściła pokój swej córki.
-Zażyłe więzi. Ma głos jak moja matka...-skomentował i przypomniał ją sobie..
***
-Ile mam na ciebie czekać, bękarcie? -krzyknął siwowłosy pan w wieku emerytalnym siedząc na wózku inwalidzkim.
-Umówiliśmy się na 16, więc jestem, TATO-oznajmił chłodnym głosem Hunter.
-Nicolas! Czy nie uczyłem cię, ze trzeba być pół godziny wcześniej przed spotkaniem?!-krzyczał zły.
-A co zupa wystygnie?
-Nie idziemy zjeść, żebyś napełnił ten swój brzuch.-krzyczał ojciec.
-Nie ? W takim razie dokąd?-zastanowił się.
-Bękart! Bezczelny. Muszę cię wprowadzić w tajniki firmy, którą będziesz w przyszłości prowadził.-wyjaśnił nalewając sobie whisky.
-Mnie? Mam być podobny do ciebie? Nie odzywałeś się przez ponad 4 lata do mnie, dlaczego tatuś nagle zmienił zdanie?-pytał wściekły.
-Nie oddam byle komu tej firmy. Lepszy dziedzic niż jakiś pawian bez ambicji!Bękarcie!!-skomentował wypijając łyk.
-Nie nazywaj mnie tak.-powiedział ze stoickim spokojem.
-To Ty zostawiłeś mnie i mamę, gdy miałem 14 lat. I to dla jakieś wrednej strzygi, która się tobą znudziła.-powiedział mu pół szeptem. Starzec krzyknął na chłopca, widząc że nawet nie ruszył się z miejsca, głośno wypuścił powietrze z ust.
-Nie masz prawa mnie komentować. Co złego zrobiłem to zrobiłem. Wychodzimy.-rozkazał i jego podnóżek dotychczas stojący w kącie, popchał wózek w stronę wyjścia.
-Zobaczymy na jakie kształcenie wykładam pieniądze! Musimy podpisać dzisiaj umowę. Wykarzesz się!-komentował dalej.
-CO?!-zdziwił się zaskoczony wyznaniem ojca Hunter.
***
-Plan budżetu, warunki umowy.-przeglądał teczkę z materiałami firmy Nicolas.Siedział przy dużym szarym stole, obok ojca i wyraznie czuł się pewny podpisania umowy.To juz dawno rozpracował.
-Takie to wasze kształcenie!-westchnął Starzec poprawiając czerwony krawat.
-Przynajmniej dopasowany garnitur dobrałes !-zaśmiał się szef wszystkich szefów.
-Taki suchar popij wodą.-wskazał na szklankę wody na stoliku. Ojciec prychnął.
-Nie mówiłeś mi, że nasz przyszły partner to Francuz. Skąd niby mam umieć francuski?I oświecę cię, tego w szkole mnie nie nauczyli.-spojrzał na ojca.
-Spokojnie. Są tłumacze w Anglii, nie jak ty bezrobotni.-mruknął. Gdyby tylko wiedział czym zajmuje się jego syn, dawno wtrąciłby go do więzienia, jakby kara śmierci była zakazana.
-Udław się.-szepnął.
-Mówiłes coś?-zapytał ojciec łapiąc lewą ręką za kołko od wózka.
-Smakuje woda?-wyszczerzyl sie.
-Pff.-chrząknął. Do pokoju wszedł bardzo elegancki mężczyzna z brązowymi, zaczesanymi do tyłu włosami. Za nim kroczył niski blondyn z źle dobranym krawatem i teczką z dokumentami firmowymi.
-Good morning!- przywitał się w znanym języku.Hunter wstał i podał ciepłą dłoń obojgu. Francuz nazywał się Filip-Antoni d'Ornano. Ojciec przyjaźnie skinął głową.
-Proszę wybaczyć, lecz mój tłumacz dzwonił, iż może się nieco spóźnić.-wyjaśnił.
-Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. Zechce pan się czegoś napić?-zapytał gospodarz.Filip kiwnął głową. Blondynek próbował usiąść najbliżej szefa, jednak ten ruchem dłoni, że najbliższe krzesło obok niego musi pozostać puste.
-Plis, dwie czarne kawy i herbatę, dla mojego pracownika.-zarządził. Hunter kiwnął kelnerowi przy ścianie, który w mgnieniu oka zniknął. Krępującą ciszę, przerwało mocne szarpnięcie drzwi. I wtedy w progu pojawiła się niska postać.Najpierw wszyscy spojrzeli na czerwoną sukienkę i czarne szpilki, następnie ręka odgarnęła włosy spadające na twarz. Hunter poznał ją od razu. Jego serce byłoby wyskoczyło mu z piersi, oddech stał się szybszy. Im dziewczyna była bliżej tym on czul się niezręcznie, Sky mogła go rozpoznać w każdej chwili. Mężczyźni wstali. Filip jeszcze raz poprawił sobie marynarkę.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, straszne korki.-tłumaczyła z wielkim uśmiechem, podając dłoń najpierw Filipowi, którego znała z poprzednich spotkań.
-Spokojnie, nie ma problemu.-odrzekł zapatrzony w jej dekolt Piotr.
-Jestem Scarlett Colins. Będę dzisiaj tłumaczyć...-powiedziała odwracając się w stronę chłopaka i wyciągnęła dłoń. Spojrzała na jego twarz i zaniemówiła.Był nieziemsko przystojny. Jego ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy uważnie się w nią wpatrywały. Był od niej wyższy, miał duże, ciepłe dłonie, a od progu mogła poczuć jego perfumy.Tak znany zapach.Gdy wymieniali uścisk, fala jego ciepła przeszla na jej zimne dłonie. Następnie Hunter powiedział niskim głosem.
-Nicolas Blackgod.-Dla Sky było to jak wyznanie miłości. Czyżby znalazła swojego księcia z bajki?Przyglądający się temu ojciec chrząknął.
-Chcę już zacząć. Muszę zażyć leki za chwilę.-rzucił zniecierpliwiony.Dziewczyna speszona usiadła, musiała wrócić na ziemię.
-Pana też miło poznać.-odrzekła. Piotr powiedział po polsku, żeby usiała blisko niego i coś jeszcze, coś czego Hunter nie rozumiał, dziewczyna w odpowiedzi oblała się rumieńcem. Spotkanie przebiegło szybko i bez komplikacji. Scarlet była w swoim żywiole, jednak na początku była rozpraszana przez niebieskie tęczówki chłopca naprzeciwko niej. Nie mogła nawet napić się kawy, bo serce biło jak szalone.
-Zawsze lubiłaś czarną.-zastanowił się Piotr, który zdecydowanie próbował przykuć uwagę Sky.
-Projekt jest ważny i bardzo korzystny dla obu stron.Powiedz, że nie odpowiada mi tylko punt 4. Chcę zmiany. I chcę cię zaprosić na kawę.-mówił chytrze Piotr. Nie było to jej na rękę, ale starała się udawać, że dopytuje go o więcej informacji.
-Jestem w pracy.Zachowuj się profesjonalnie, proszę.-upomniała z wymuszonym uśmiechem. Następnie spojrzała na twarz zaniepokojonego tą prywatną konwersacją Nicolasa, ale starała zachowywać się normalnie.
-Pan d'Ornano prosi o zmianę punktu 4.-rzuciła po powszechnemu.Wtedy dłoń Filipa spoczęła na kolanie Scarlett, która wzdrygnęła się gwałtownie, ale prowadziła dalej rozmowę licząc, że Filip przez pomyłkę trzyma ją na jej kolanie. Ale co on czucia nie ma czy jak ?! Próbowała zachować się profesjonalnie jak zawsze. Gdy już podpisano umowę i omówiono warunki transakcji. Dłoń Filipa przesunęła się niemoralnie wysoko...
-Weź tą rękę, rozpraszasz mnie. -przerwała wypowiedz tacie Nicolas'owi, który zmarszczył brwi.Wyraźnie nie lubiła, gdy facet którego zna zaledwie od parady zaczyna nadużywać swojej władzy.Filip tylko się uśmiechnął. W odpowiedzi Scarlett nadepnęła z całej siły obcasem na but Francuza, który zgiął się jak harmonijka.
-Pardon.-powiedziała z udawanym akcentem.
-Myślę, że możemy zakończyć nasze spotkanie.Bardzo dziękuję za współpracę, i pyszną kawę.-szepnęła w stronę kelnera, który się wyszczerzył. Zdziwieni czerwonością na twarzy Francuza, przenieśli pytające spojrzenie na dziewczynę, która miała zimną minę.
-To ciśnienie.-wyjaśniła.
-Odprowadzę Cię.-zadecydował Hunter.Czarna skinęła głową i zostawiła w tyle mężczyzn.
-Ile jeszcze języków umiesz?-zdziwił się Nicolas, idąc korytarzem obok niej.
-Angielski, francuski, hiszpański, koreański, niemiecki, rosyjski i polski.-oznajmiła bez większego wrażenia w głosie.
-Co?!-zdziwił się. Scarlett uśmiechnęła się pod nosem.
-Języki to klucz na świat.Lubię poznawać nowe kultury, to taka pasja. Czasem potrafię nieźle przeklinać po polsku, a wszyscy myślą, że to komplementy.-zaśmiała się. Doszli przed drzwi.
-Powiedz mi coś w tym jakże trudnym języku.-podniósł brew.
-Jesteś niesamowicie gorący, a twoje oczy przypominają gwiazdy odbijające się w oceanie.-Scarlett w głębi ducha katowała się za to wyznanie, ale przynajmniej miała pewność, że nie rozumie ani słowa.Chłopak oparł się o drzwi.
-Hmm...A co to znaczyło?-zapytał z aroganckim uśmiechem.
-To znaczyło: Na zewnątrz pada deszcz, a jest już ciemna noc.-kłamała. Wcale tego nie powiedziała.
-Wracasz do domu?-spodobał jej się fakt z jaką lekkością kleiła się rozmowa, żadnego wymuszonego tematu.
-Tak, kolega zaraz się zjawi..-zagryzła zęby. Prosiła o brak pytań, oczywiście w myślach. Chciał zaproponować jej transport lecz za nim pojawił się ojciec.
-Masz mnie zawieźć do domu.-rozkazał.
-Dobrej nocy.-spłoszona rzuciła na odchodne.
-Dlaczego takim pospólstwem się zajmujesz.To nadaje się tylko na ulicę, a nie na twoją żonę.-syknął Chłopak oparł się o drzwi, widział biegnącą przez pasy Sky. Zupełnie nie rozumie swojego ojca.A ta dziewczyna jest milsza, niż sądził.
-Idziesz ?! Jutro musisz wstać do szkoły.-ponaglał.
-Nie zmusisz mnie.-prychnął.
-Póki cię utrzymuję mam prawo.-oznajmił twardo.Hunter wypuścił powietrze z ust.
-Dlatego najszybciej jak to możliwe się usamodzielnię, żeby nie słyszeć twoich warunków.-zagroził zły.
-Bo wezmę kij !Twoja matka źle cie wychowała.-krzyknął.
-Ty ciągle pozwalasz manipulować cię gniewem. Mama jedyna mnie naprawdę kochała i Ciebie też. A gdzie podziała się twoja kochanka?Hmm? -zacisnął pięść i zostawił w tyle swego ojca.
***
Pogrążone szarością codzienne życie. Zło czające się na ulicach pozornie niewinnego miasta. Koszmar świata. I ona... Zwyczajna, niczym nie różniąca się od innych nastolatek dziewczyna. Mającą swój świat i swoją dramatyczną historię. I wtedy zjawia się on. Poszukiwacz sensu istnienia. Inny od wszystkich chłopców. Z... niecodziennym hobby...Ukryty świat z nieco magicznym akcentem.Wszystko czego pragniesz przeczytać jest na wyciągnięcie ręki.Tylko kliknij ;) #smutne#miłość#nastolatki#pozdrozłożka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję ;* To motywujące :D