poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 2

***
Muszę zniknąć. Być niewidzialna.-myślała dziewczyna. Skęciła w boczną uliczkę, prowadzącą do miejsca w którym zmierzała."Zaszyję się na parę dni..A jeśli już się dowiedział, o moim nowym nazwisku ? Będzie chciał mnie zniszczyć. Ja już nie mam siły uciekać..."-myślała trzeźwo.
-Ma panienka grosza na szczęście?-otarł się o nią alkoholik.
-Pecha przynoszę.- rzekła twardo  i go wyminęła. Nagle znikąd pojawiło się dwóch umięśnionych mężczyzn, którzy stanęli na przeciwko niej.
-A to w takim razie moi koledzy nie przepuszczą.-wrednie zaśmiał się mężczyzna. Złodziej i alkoholik w jednym pragnę dodać. Odwróciła się na pięcie.Serce biło jej jak młot. Za sobą ujrzała kolejnych napakowanych kolesiów.... Widziała, że sama nie da sobie rady. Szczególnie, gdy lekcję pokory dostała od bandyty w jej własnym domu. Wyciągnęła z kieszeni banknot o dużej wartości licząc, że to powinno załatwić sprawę. W takich chwilach warto ulegać.
-Czy tyle wystarczy?-starała się mówić normalnie, ale jej głos drżał. Ze strachu i potwornego zimna.
-Haah. Dość błyskotliwa dziewczyna a przed chwilą stała przy bankomacie. - powiedział alkoholik zdejmując jej kaptur z głowy jednym szybkim ruchem.  Sky sparaliżował strach, ciągle patrzyła wilkiem na  faceta..Nie mogła wymówić słowa.
-Któryś z Was, lubi czarne maskotki ? -zapytał jeszcze głośniej śmiejąc się. Paker obok niego uśmiechnął się. Była otoczona, odbijała się nerwowo szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji.. Niestety nadaremno. Jeden chwycił jej rękę gdy chciała zadać cios.
-To się teraz pobawimy, kochanie.-rzekł wyjątkowo jednoznacznie. Sky czuła wstręt do niego.
-Śmieć..-wyjąkała.
-Nikt z Was, nie nauczył się manier? Nie wiecie jak traktować kobietę?-powiedział stojący na środku ulicy zamaskowany przechodzień. Dziewczyna patrzyła na niego z błaganiem o pomoc.Jej jedyna deska ratunku.
-Popatrz, jacy oni natrętni.Zaczekaj kochanie, koledzy się nim zajmą.-powiedział z udawanym uśmiechem.
-Ej Ty ! Zjeżdżaj stąd! -krzyknął ostro alkoholik w geście ostrzeżenia.
-Ten procent Ci do głowy za bardzo strzelił!Ahhh.. wszystko muszę robić sam. -odrzekł równie ostro hunter nie zmieniając pozycji.
-Dość tego!-powiedział bandyta rzucając się na niego z metalową rurą. Mężczyzna bez trudności powalił go jednym ciosem. Dwójka osób widząc to, uciekła. Na placu boju zostało jedynie dwóch osiłków, z którymi bez problemu dał sobie rady.I to w pięknym stylu. Podszedł do dziewczyny wbitej w ziemię.Była w szoku. Ujrzała w nim swego bohatera.
-Wszystko w porządku?- po skończonej walce, w której zwyciężył starał się dowiedzieć od dziewczyny czegokolwiek. Przytulił ją do siebie. Nie mógł ryzykować rozpoznania twarzy.
-Ja...Ty...Jakim cudem..- jąkała się. Wciąż była w wielkim szoku.Czarny wybawca zjawił się ot tak. Jakby przechodził przypadkiem.
-Co robisz w środku nocy w mieście? Powinnaś już dawno spać.-szeptał jej do ucha niskim głosem.
-Kim Ty jesteś?-dziewczyna w końcu odzyskała swoje zmysły. Odepchnęła go od siebie. Próbowała odchylić głowę do góry, ale on nasunął jej czapkę na oczy.
-Co Ty robisz?-zdziwiła się.
-Porywam Cię.-powiedział i szybkim ruchem przerzucił ją przez ramię, niczym trofeum.
-Zwariowałeś !? Postaw mnie !-rzucała się dziewczyna.
-Jest ktoś, kto chce Cię poznać. Namalowałaś mu grafitti na ścianie, grzesznico.Pamiętasz ?-powiedział klepiąc ją po tyłku. Oburzona Scarlett z całej siły biła pięściami w umięśnione plecy złodzieja.Wiedziała, że nie da rady się oswobodzić po raz kolejny.
-To dla niego pracujesz?! Po to Ci wtedy były moje włosy ?Co ? Odpowiedz mi !-krzyczała na całe gardło.
-Przestań się rzucać bo Cię puszczę.-zagroził chłopak.Dziewczyna momentalnie opadła z sił.
-Czekaj, czekaj, czekaj.. To od niego byli Ci goście w garniakach u mnie w pracy ?-rzuciła zdziwiona.
-Yep. Zgadłaś. +1000 punktów do inteligencji.-żartował. Wzięła głęboki oddech i pozwoliła się nieść umięśnionym ramionom.
-Jakie szczęście.-powiedziała szczerze.
-Ja na twoim miejscu bym się nie cieszył.Spora grzywna będzie..-straszył ją.
-Skakałbyś ze szczęścia! Czekaj...Wróć! Rzucałbyś się na ramieniu złodzieja,który po godzinach pracuje jako superbohater. Taak. To było by ciekawe.-westchnęła ironicznie.
-Tez lubię sarkazm, ale bez przesady.-przewrócił oczami.
-To gdzie mnie niesiemy !?-podniosła znów głos.
-Jesteś gruba. Biorę Cię do więzienia. A co nie mogę?-droczył się.
-Nie!
-Już mówiłem. Jedziesz dostać grzywnę.Jesteś blond to pewne..-mówił dalej.
-I dlatego przekupił złodzieja, żeby mnie przyprowadził dla kilku banknotów? Czy tylko mi coś tutaj nie gra?! Haloo tu ziemia ?!-zastanawiała się lecz on jej nie słuchał.
-Menda. Siedź cicho.-powiedział wkładając ją do bagażnika samochodu bez wysiłku. Całą drogę kopała w drzwi.
-No co jest ?! Znowu do bagażnika i do lasu?! To się dzieje w horrorach, czy jak ?-była na krawędzi obłędu.
-Mała..nie jestem psychopatycznym mordercą... -krzywił się za kierownicą.
-Jestem sexownym psychopatą.-powiedział dobitnie.
-Mamo ! Jestem za młoda żeby umierać !!! -niemalże płakała.
-Zawsze jesteś taka nieznośna ?-marudził.
-Trzeba było mnie nie ratować.-odrzekła zła.
-Fakt. Następnym razem radzisz sobie sama!-ostrzegł.
-Nic nowego !-pokazała mu język licząc, że to oczami wyobraźni zobaczy.
-Powinnaś mi chociaż podziękować, że się dla ciebie fatyguję.Jesteśmy na miejscu.-powiedział wychodząc z samochodu.
-Nie ma w tym dobrych intencji. Masz hajs zamiast dziękuję od swojego szefa.-dyskutowała zimno.Chłopak otworzył bagażnik.
-Jeśli zwijesz i tak cie zatrzymam, a wtedy nie będzie tak miło.Bądź dobrą dziewczyną.-rzucił podając jej dłoń.
-Wypchaj się.-rzuciła i wyskoczyła z bagażnika.
Chłopak spokojnie odprowadził ją wzrokiem, patrząc czy aby na pewno dziewczyna weszła do wyznaczonego miejsca.
-Odważna.-skomentował Stary.
-Nieznośna.-dodał młody.
-Zamontowałeś jej podsłuch?Po co ?-zdziwił się.
-Tak. Chcę się upewnić czy nie wysłałem ją na szubienice.-oznajmił i odjechał kilka metrów.

***
Wzięła głęboki wdech i weszła po marmurowej posadzce. Wokół było pełno kwiatów. Pani domu bardzo o niego dbała.
-Ile bym dała żeby tu mieszkać !-wzdychała dziewczyna. Na ścianie mieścił się obraz Leonarda da Vici "Mona Lisa'. Jeszcze nigdy nie widziała takiego bogactwa.
-Scarlett?-zapytał starszy mężczyzna w garniturze. Dziewczyna zdziwiła się słysząc swoje imię, więć się odwróciła.
-Dzień dobry!-przywitała się grzecznie.
-Czekałem na ciebie. Wejdź proszę-pełna kulturka.
-W związku z tym grafitti,wiem ze nic mnie nie usprawiedliwia. Zrobiłam to z pełna świadomością o konsekwencjach i jestem w stanie przyjąć grzywnę....byle by w ratach, gdyż nie jestem w stanie zorganizować całej sumy z dnia na dzień. Przepraszam za ten młodzieńczy wybryk. To się już nie powtórzy...-skończyła nerwowo się tłumaczyć.
-O tym ? Ahh już nie jest ważne.. Jest piękne, Kazałem to oświetlić. Może władze zmienią przepisy odnośnie schronisk.-powiedział z miłym uśmiechem. Dziewczynę zbiło to z pantałyku.
- Przepraszam jeśli wyjdę na niegrzeczną, ale w takim razie jaki jest powód żebym musiała być siłą tutaj przyprowadzona?-pytała zdezorientowana.
-Jestem Bill Kindom. Czeka nas długa rozmowa..-zaczął elegancki pan.
-Moje nazwisko coś ci mówi?-zapytał po chwili ciszy.
-Nie.
-Może herbaty?-powiedział patrząc na zziebnięte ręce.
-Po proszę.-powiedziała spokojnie i usiadła na purpurowym fotelu przy kominku, nerwowo kręcąc nogą. Po chwili przed nią stała filiżanka herbaty, ona zaś grzecznie podziękowała.Czuła się niezręcznie, szczególnie, że gość prześwietlał ją wzrokiem.Miała wrażenie, ze skądś go kojarzy. Znajome rysy twarzy. Odłożyła trzepiącą ręką filiżankę.
-A więc..-zaczęła twardo, czekając na wyjaśnienia.
-Jesteś tak podobna do swojej mamy...-zamyślił się mężczyzna. Dziewczyna zdziwiła się. Szybko przemyślała rozwój sytuacji.
-Aaa... no tak ludzie często mi to mówią.-uśmiechnęła się miło.
-Byłem bliskim przyjacielem twojej mamy.-wyjaśnił starzec.
-Jeśli chciał pan jej numer, wystarczyło poprosić. Już notuję.-rzucila grzebiąc w plecaku.
-Nie .. -rzucił poważnie..
-Twojej biologicznej mamy..-dodał.W sali zapanowała cisza.
-Coo... pan powiedział?-dziewczyna nie mogła wykrztusi słowa.
-Lily Willow.-podał je fotografię.
-Pan sobie chyba żartuje.Nie mam takiego poczucia humoru.-rzuciła zdjęciem i zerwała się z krzesła. W tamtym momencie coś kazało się jej wynosić.
-W mordę jeża !-krzyknął Staruszek w swoim fotelu. Dwóch mężczyzn właśnie przysłuchiwało się rozmowie.
-Ciii..-uciszył go Hunter.
-Znam twoją historię, chce Ci pomóc.Nie musisz się mnie bać.-mówił spokojnie.,Sky stała w drzwiach.Wolała zachować bezpieczną odległość.
-Ilekroć słyszę historię swojego życia opowiadaną przez innych, czekają mnie kłopoty.Jestem niezależna. Sama świetnie sobie daję radę.-powtórzyła twardo.
-W to nie wątpię, ale chce cie jakoś wesprzeć.Zapewnić ochronę.-gestykulował.
-Pan mnie chyba z kimś pomylił. Muszę już iść- grała blondynkę. W takich sytuacjach to jej najlepsza broń.
-Wynająłem Huntera. To on Cie znalazł. Wziął próbki dna do analizy. Są w 90 % podobne.To nie może być przypadek...nie oszukasz swego pochodzenia..
-To wszystko jest takie chore !-krzyknęła.
- Jakim prawem mieszasz się w moje życie? Dlaczego kazałeś mnie wbrew mojej woli przyprowadzić do siebie? Dlaczego wynajmujesz jakiegoś sexownego łobuza na mnie?Dlaczego akurat teraz się pojawiasz? Wiesz jakie miałam życie dotychczas? Nie. Nie chcę łaski. Nie potrzebne mi jest wiedzieć nic więcej. -powiedziała ze łzami w oczach i ruszyła w stronę wyjścia.
-Nie interesuje Cię własna matka? - pytał . Nie chcesz wiedzieć kim jesteś?-krzyczał za nią. Dziewczyna zatrzymała się i szeroko uśmiechnęła.
-Jestem Scarlett Colins. Córka Helen Colins, siostra Kate Colins. Ja...Byłam wtedy mała, ale pamiętam wszystko, nawet ją. To co pan mówi nie ma znaczenia.Nie chce tamtego życia. Rodzice sprowadzili na mnie jedynie ból i cierpienie, przez nich żyje właśnie tak, ale powiem ci jedno, kocham to życie, teraz mam prawdziwą rodzinę..Chcesz mi pomóc ?-powiedziała ostro.-To zabierz swoich goryli i wynoś się z mojego życia. Nic nowego nie wnosisz, jedynie tworzysz nie potrzebne zamieszanie, co grozi zdemaskowaniem.-już miała ruszyć na przód, gdy coś nie dawało  jej spokoju.
-Daj sobie pomóż.-nalegał.
-Nie, ale chcę tylko jedno wiedzieć.. Dlaczego?-powiedziała na skraju wytrzymałości.
-Co dlaczego ?-rzekł skruszony.
-Dlaczego mnie wtedy zostawili samą?-zapytała głośno.
-Jesteś w niebezpieczeństwie...ten człowiek wyszedł z więzienia.-zmienił temat.
-Dlaczego?!-krzyknęła do niego.
-To ja Cię od nich zabrałem.-słowa były niczym noże dla serca Sky.
Nie mogła wytrzymać ani chwili dłużej w tym przeklętym miejscu.
-Nie podchodź.-zagroziła. Wybiegła z budynku,za sobą słyszała prośby człowieka, ale w jej głowie nawet nie przemknęła sie myśl, aby wyjaśnić jeszcze raz cała sytuację. Zawsze była sama, zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała łaski. Nigdy od nikogo jej nie wymagała,.Miała ogromny żal do rodziców za to, co ją spotkało. Całą swoją złość przelewała na nich, obwiniała za każde nieszczęście, za każdą swoją porażkę. A do tego była uparta, jak Helen.

***

-Dowiedziałeś się wszystkiego ? To wracaj.-rozkazał Staruszek. Odpowiedziała mu cisza.
-Scarlett jest z adopcji. Rodzice ją porzucili, a właściwie ten koleś ją zabrał, teraz ma wyrzuty sumienia, akt żalu , poszedł do spowiedzi i chce odkupić winy.Przeleje jej trochę kasy, a jutro razem będą smażyć grzanki.Przykre, ale prawdziwe.-komentował.
-Mogło tak być.Teraz dziewczyna chce spłacić dług wdzięcznosci dla swojej mamy, pomagając jej zbierać na leki. To jakaś tragedia. .... Odeskortuję ją. Jest póżno. Jeszcze się znowu wplącze w kłopoty-momentalnie rozłączył się. Widzial przed soba małą dziewczynę, pośpiesznie biegnącą ulicami miasta, z kapturem na głowie i odsłoniętymi ramionami.Przypomniał sobie swoje dziecinstwo. Moze to i dobrze, że nie miała takich rodziców. Nie musiała żyć blisko nich. Przynajmniej nikt ją nie skrzywdził. Widać bardzo kocha swoją mamę.Dziewczyna maszerowała nawet się nie oglądając w tył.Chłopak śledził ją uważnie wzrokiem. Chyba płakała.Gdy pokonała dość dużą odległość, czerwony samochód wjechał na krawężnik tuż przed nią. Chłopak podskoczył na prześle i odpiął pas. Juz chciał się rzucić i jej pomóc, gdy coś go zatrzymało. Dziewczyna o 100 kolorach włosów wyskoczyła zza kierownicy, i gorąca uściskała Sky. Chłopak domyslił się, że to jej przyjaciółka ze zdjęcia, które widział w pokoju. Tyle można się dowiedziec obserwując tak zwyczajną osobę. Dziewczyny wskoczyły do samochodu i odjechały na pełnym gazie....
-Poważnie, nie umie jeżdzić.. To się nazywa piractwo drogowe. Za to są mandaty!-krzyknął do siebie.
***
-Steff. Prosze przyniesć mi akta uczniowskie pewnej uczennicy. Nazywa sięę Scarlett Colins-rozkazał Bill swojemu podwładnemu."Wiem, że nie miałaś łatwego życia, wtedy nie mogłem nic zrobić. Teraz postaram się Ciebie ochronić. W końcu nawet Kopciuszek miał matkę chrzestną."
-Jest w czołowej trójce najlepszych osób z wynikami.!-rzucił podwładny.
-Do jakiej szkoły uczęszcza?-zapytał zdziwiony.
-Do okolicznej szkoły państwowej.. Nie cieszy się ona dobrą opinią.-westchnął.
-Będzie chodzić do najlepszej prywatnej szkoły.-zadecydował.
-Ale jak to ..?-pytał starszy pan w garniturku.
-Przelej zaliczkę i całoroczną opłatę do najlepszej szkoły prywatnej w okolicy.-powiedział zimno.
-Yyy.. dobrze, czy wysłać powiadomienie do tej dziewczyny o przeniesieniu?-pytał zdziwiony lokaj.
-Proszę wysłać to zawiadomienie do szkoły, a do uczennicy, że dostała stypendium. Chcę być anonimowy, nikt o tym nie może się dowiedzieć.Jasne ?-zszargany wyrzutami sumienia coraz bardziej chciał ją uszczęśliwić...
-Dobrze, już się robi szefie. Człowiek wyłączył głośnik. Wiedział, że gdy przyjdzie czas, musi zapewnić jej plan B, awaryjny na wypadek gdyby ktoś ją znalazł.musi mieć ją po swojej stronie. Tylko tak uniknie przykrości. Niestety nie wiedział o czającym się niebezpieczenstwie, ktore jak tygrys było przyczajone tuż przed jego nosem.

****
-Nie uwierzę w to co mówisz! Brałaś coś?-pytała przyjaciółka bacznie obserwując wyznania zdruzgotanej Sky. Znały się od zawsze. Nierozłączne i nierozerwalne mimo, że los był dla nich okrutny, a odległość nie pozwalała na zbyt częste przebywanie ze sobą widziały, iż mogą na siebie liczyć. Sky wstała z krzesła i rzuciła się na łóżko.Wariowała.
-Nienawidzę ! Nienawidzę !Nienawidzę przeszłości!- krzyczala ściskając poduszkę na niewiarygodnie miekkim łóżku Stelli.Jej pokój swiecił dobrobytem wraz z najnowszj geneacji sprzętem.
-Stara ! Czy ty czaisz, że własnie znalazłaś kopalnie złota! Dobry wujek pomoże ci stanąć na nogi.-zachęcała, próbując obrócić sytuację, na korzystną.
-Sprowadzi na mnie kłopoty.Ilekroć ktoś zna moją przeszłość cierpi.A on wyszedł z więzienia...A co jeśli poznał moje nazwisko?-Wzdychała zła.
-Sky, spokojnie. Ja sobie zawsze poradzę. O mnie sie nie martw. A samej cie nie zostawię z tym wszystkim. Normalny człowiek tego nie ogarnie. Masz życiorys lepszy niż z horroru.-Stella zawsze miała ADHD. I nigdy nie umiała pocieszać.
-Jesli mnie znajdzie...-pytała zażenowana własną miną.
-Nie znajdzie. Nie skrzywdzi cie ponownie, rozumiesz?-obiecała tęczowa wyraźnie zaniepokojona.
Tylko ona znała całą historię życia przyjaciółki. Nikt inny.
-On wyszedł z więzienia.Zabiję go.-Sky nigdy nie miała wielu wrogów. Zdarzyły się konflikty, ale nigdy nikogo nienawidziła.
-Wsadzisz go tam z powrotem na dożywocie. Razem damy rade, always and forever, pamiętasz?-rzuciła pierwsza.
-Always and forever,Stell -odpowiedziała Sky. Ta obietnica wiązała je od dziecka. Zawsze i na zawsze razem.  
-Zazdroszczę ci...Tak bardzo Ci zazdroszczę.-wyszeptała Czarna.
-Mnie ? Czego ?-zmarszczyła brwi.
-Normalności. Robisz co chcesz i kiedy chcesz. Bawisz się ile Ci się zamarzy, ojciec na ciebie wykłada ile zapragniesz, masz własne zasady, piekelną pewnosc siebie....Przypomnij mi dlaczego ja cię lubię?-spojrzała na słuchającą piosenkę G-Dragona przyjaciółkę.
-Yyy... -zamurowało ją przez chwilkę.
-Bo lubię twojego kota, a mam alergię na sierść?-powiedziała jak przed sądem.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Dobra , ja na dzisiaj mam dość.Chcę się zabić.-wyszeptała i podniosła ręce w geście kapitulacji.Stella skoczyła na przyjaciółkę i zaczęła ją szczypać.
-Dobra nie ! Dość tego gwałtu.-smiała się Sky.
-Cisza.Ja cie nauczę tej pewnosci siebie.Chłopak by ci się przydał.-skomentowała szare dresy swojej przyjaciółki.
-Nie jestem taka jak ty.
-Czyli?-oburzyła się Stella.
-Fajna i doklej sobie do każdego pozytywnego przymiotnika opisującego dziewczynę przedrostek"super", to się dowiesz.-dyskutowała Czarna.
-Ehh.... Ale cie dzisiaj ścisnęło. CHŁOPCÓW  się kocha a potem rzuca, pamiętaj, zanim sie Tobą znudzi.Po 3 miłosci będziesz ekspertem.-zasmiała się wrednie.
-Ja wierze w miłość na zasadzie gry charakterów. Przynajmniej schlebię sobie tym, że ktoś mnie porwał.Nie! Najpierw uratował, a potem porwał! -zasmiała się na myśl, o tym.
-Ciekawe ile jesteś warta..-zastanowiła się głośno. Sky obróciła się nerwowo.
-Stella!-krzyknęła.
-No co ?!
-Jakby moje zycie było mało zawiłe. Ale dobra, fajnie! Sprzedaj mnie do gangu.-Sky zrobiła smutną minę.
-Chyba do lumpeksu.-cięta riposta!
-Masz zrazę do dresów.Rasistka!-krzyknęła Sky.
-Sky, życiu trzeba śmiać się w twarz.  Nie ma miłosci, jest tylko przyzwyczajenie po ślubie.Co się stało w twoim wielkim uśmiechem i codzienną śmiertelnie nudną dewizą "carpe diem" w burguntowej czapce??-budowała.
-Wyprała się...
-Wstawaj stara. Wiem, że nie jest ci lekko i nawet cie za to podziwiam, ale nie schizuj się tak.Kazałaś się wszystkim wypchać, więc męczyć się będziesz ze mną.-klepała po tyłku zakutaną w pościel Małą.
-A więc jaki jest twój niezawodny plan?-zaczerpnęła zapału do życia.
-Po pierwsze przestajesz płakać, po drugie idziemy na imprezę opić smutki, a po trzecie idziesz do kuchni zrobić nam tosty, bo widzę, że nic nie jadłaś.-rozkazała Królowa.
-Z wrażenia chyba urodziłam. Stella przecież wiesz, że ja nie lubię tłocznych miejsc, wolę posiedzieć ze znajomymi w małym gronie, pośmiać, ja nawet nie umiem pić, kaasy i czasu nie mam na to ...i-wtedy ją dopadło. Dzika ochota żeby się wykrzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko, żeby poudawać, że wszystko jest ok, a młodzież jest zbuntowana...-mama i Kate są u wujka nad morzem.-usmiechnęła się złowieszczo do Tęczowej.
-Masz rację. Muszę po prostu trochę odpuścić.Nie mogę sobie poradzić z uczuciami, a dusić ich nie zamierzam.-mówiła z głębi serca.
-A ja tak cię odszczelę, że sam Damon Salvatore z TVD będzie twój.-dała do zrozumienia.
-Bóg sexu? Czemu nie.-poruszała brwiami.
-To kicaj do kuchni po te tosty.-rozkazała pani domu.
-Oki. Podwijam kiece i lecę.-pokazała lika. Stella również odpowiedziała takim samym ruchem lecz bardzo wygiętym palcem.
-Przeprost! -krzyknęła.Obie zaśmiały się.
Po pół godzinie, gdy już Stella wyczerpała konto cierpliwosci i rozróżniania słów predkosci 1000 na sekundę. Zabrały się za przygotowani a do imprezy.
***
-Będą same VIP, dobrze wychowani młodzieńcy, bez używek, a będę cię pilnować jak oka w głowie, odwiozę do domu... i cokolwiek zawsze mówie twojej mamie jak cie gdzieś zabieram.-kiwnęła głową przed lokalem Tęczowa.
-Pięknie kłamiesz.-pochwaliła wysiłki.
-Wiem, ma się ten talent.-przyznała.
-A tak serio, to baw się dobrze. Nie masz 16 lat,żeby cię pilnować. Ty zawsze dajesz radę siostro, więc bądż sobą a to będzie niezapomniany wieczór.-puściła perskie oko Małej.
Stell to dość niezwykła dziewczyna. Jej zielone jak trawa o poranku oczy i włosy o milionie kolorów są niczym tęcza. Jej zgrabna figura i niski wzrost pasowały do siebie tworząc wizerunek zadziornej.Miała na sobie różaną sukienkę i złote szpilki odbiajace pojedyńcze płomienie światła z laserów dyskoteki.
Dwóch facetów przechodzących obok Czarnej namolnie patrzyli na jej biust, podkreślany przez sukienkę..
-Hej chłopcy!-przywitała się Stell, podchodząc do stolika, przy którym siedziało kilku bez zwątpienia zamożnych chłopców.
-Cześć Stell.Wyglądasz bosko, jak zawsze-zachwalał jej znajomy o włosach czerwonych i zielonych oczach.
-To moja dziewczyna Step... Witaj kotku.-w objęcia wziął ją wysoki szatyn. Miała tylu chłopaków, że nie mogła nawet Sky nadążyć.Cala Stella. Piękna i bestia w jednym.Ten nazywał się Carl, poznała go gdy uciekała przed wielkoludami w garniakach. Wtedy prosiła o brak pytań. Chłopak dotrzymał słowa, nie zaczynał rozmowy.
-To moja siostra Sky. Macie ją nie nudzić.-rozkazała niczym swoim sługą.
-No pewnie.-usmiechnął się do niej  pięknooki blondyn.
-Jestem Step a to Red.-powiedział badając jej obcisłą białą sukienkę wzrokiem. Usmiechnęła się na widok chłopca z czerwonymi włosami.
-Napijesz się czegoś?-zapytała Stell, gdy już usiadła obok niej przy ogromnej loży VIP'ów.
-Najmocniejszy trunek w tym lokalu.-grała sexowną.
-Mi też.-powiedziała do chłopaka, który namiętnie masował kolano przyjaciółki. Nigdy nie była śmiała w stosunku do chłopakow, ale dzisiaj nawet jej wulgarny strój jej nie przeszkadzał.Chciała się bawić.Nie myśleć o niczym, ani o przeszłości, którą tak pragnęła zmienić, Po pierwszym kieliszku czuła się świetnie.Nie musiała nikomu się wyżalać, a jedyne o czym myślała to o żartach swojego nowo poznanego chłopaka chyba o jakieś rybie. W końcu przestała myśleć, w głowie wirowało a ona czuła się wyjątkowo lekko. Piękna, namiętna i ..niegrzeczna. Każdy kolejny kieliszek palił niczym ogień i rozgrzewał ją od środka. Piękny stan. Step prawił jej komplementy do ucha, masował jej nogę, ale ona w pewnym momencie zostawiła go bez słowa i porwała za rekę przyjaciołkę, która właśnie skończyła się całować z szatynem.
-Choć tańczyć!-ciągnęła na koniec sali. Zaczęły tańczyć. A właściwie kusić wszystkich chłopców obok siebie. Potem liczył się tylko taniec, jak nie jeden chłopak to drugi. Nieznany przystojny brunet wyjątkowo dobrze całował... Śmiała się głośno. Teraz jest szczęśliwa. Wtedy poczuła na sobie wzrok.  Spojrzała na jego twarz. Skądś go znała. Chłopak uważnie ją obserwował odkąd weszedł do klubu. Usmiechnął się. Dzisiaj mógł wygrać zakład.
-Matt sorry, ale musisz być dzisiaj trzeźwy.Bedę potrzebował szofera.-powiedział wyrywając przyjacielowi wódkę i sam ja pijąc.
-Co do kurwy ?!-rzucił się zaskoczony.
-Wygląda na to, że wygram zakład. Mam mieć wolną chatę wieczór.-powiedzial wstając i rzucając mu swoją kurtkę. Mat nie wiedział co chodzi kumplowi po głowie, dopóki nie dostrzegł jakieś dziewczyny wirującej w tłumie. Miała na sobie białą sukienkę odsłaniającą całe nogi i całe plecy, nawet część biustu. Włosy jej wirowały w tańcu. Było dość ciemno Matt nie widział twarzy, dopóki zdezorientowana nie przystanęła przed Aaronem.
-To ta kelnerka!-olśniło go.
-A co podnieciłeś się?-odpowiedziała siedząca obok niego zazdrosna ruda dziewczyna.
 Sky nawet nie próbowała go sobie przypomnieć.Nie obchodziło ją z kim tanczy. Powiesiła ramiona na jego szyi i bawiła się dalej. Jego zimne ręce czuła na swojej tali cały ten czas kołysając sie w rytm.Trwało to dośc długą chwilę.Wtedy naładowana Stell podeszła do niej.
-Ma juz dośc wrażeń jak na jedną noc.-zarzuciła chłopakowi. Nigdy nie zostawił by dziewczynę w jego ramionach.
-Chodź stara, idziemy spać.-rozkazała pijanej Sky.
-Ale ja chcę do Narnii. On mi obiecał -Sky powiedziała jak małe, słodkie dziecko wskazując na Aarona placem.
-Dokładnie tam pojedziemy.-przytaknęła Stella. Kłocić się z pijanym to jak... kłócić się z pijanym.
-Zaczekaj wezmę jednorożca z parkingu.-zostawiła Aarona i Stellę w tyle, czując ich zdezorientowane spojrzenie. Pierwsza przechodziła przez tłum na chwiejnych nogach, zadowolona z siebie.
-Ma jednorożca? Też zawsze chciałem.-doodał krzyżując ręce na klatce piersiowej..
-Jest pijana, idioto.-syknęła Stell zostawiając go uśmiechniętego od ucha do ucha. Poszła za przyjaciołką, która odwiedziła toaletę.
-Się zatrułaś dziewcze moje.- Stell wzieła głeboki wdech i starała się trzymać pion.
-W moim brzuchu jest wojna... Pewnie tam smok jest.-tłumaczyła świetna alkoholiczka.
-Sky, błagam cię chociaż spróbuj nie wymiotować.-powiedziała załamana obmywając jej zimną wodą twarz..
-Już dobrze. Teraz śpi.-odrzekła świetnie bawiąca się dziewczyna.W turkusowej łazience był brud, a na lustrze był zapisany numer telefonu jakieś laski.
-Idę złapać taksówkę. Było fajnie, nie?-zapytała zapalając papierosa.
-Fajnie ? Świetnie! Chodź jeszcze zatańczyć! -mówiła podekscytowana.
-Nie tym razem, jest 4 nad ranem.-Stell spojrzała na swój niedawno kupiony telefon.
-Już? Czas w takim towarzystwie tak szybko leci.-dziewczyna poprawiła czarne włosy.
-Wyglądasz jak zwłoki. Za blada jesteś.-powiedziała machając nogami na zlewie.
-Aaaaa nie lubię blondynów, ale ten ciemny jest ładny.-powiedziała Sky mrużąc ciemne oczy.
-Który? Do mnie mówisz?-przyjaciółka zdębiała.
-Do obok ciebie. No ten z Narnii.-mówiła dalej.W łazience były same.
-Już nic nie mów. Hahah.-Stell rzuciła pet do umywalki.
-Zaraz wracam.Nie wychodź bo cie zgwałcą.Wypadłaś dzisiaj świetnie.-zagroziła Tęczowa i wypadła niczym strzała.
-Wiem, ja zawsze upadam.-zamyśliła się Sky, poprawiając usta szminką przyjaciółki, po czym wyszła na salę. Nagle wzrosło zamieszanie w klubie.Ludzie zaczęli szybko wychodzić.
-Co się dzieje?-zapytała Sky kurczowo trzymając się ściany.
-Psy!-to jedno słowo wystarczyło, żeby wszyscy zaczęli uciekać. Stojąca przy wyjściu Stell panikowała,gdyż uciekający tłum nie pozwolił jej wrócić po przyjaciółkę.
-Skyyy!-krzyczała,a panika rosła.Natomiast Sky spokojnie doszła do baru i wyciągnęła jedno piwo owocowe, otworzyła je o blat stołu, poprawiła włosy i zaczęła je spokojnie sączyć.
-Dyskoteka! Łiii!-krzyczała smiejąc się w głos. Przechodzący z łoży VIP'ów ludzie nie zwracali na nią uwagi. Gdy skończyła oprózniać butelkę, puściła ją z ręki i poprawiła torebkę na ramieniu.
-Co robisz ?-złapał ją za ramię umięśniony szatyn o ciemnej karnacji.
-Wybacz, ale idę po taksówkę.-machnęła ręką niczym jakaś dama.
-Policja przed twoim nosem robi łapankę!-potrząsnął ją kilka razy, aby wróciła na ziemię.
-Też to widzisz? Czyli nie tylko ja mam zaburzenia psychiczne.-uśmiechnęła się i zostawiła go w tyle. Jeden z policjantów własnie przebił się przez tłum i zauważył dziewczynę w białej kreacji.
-Teraz mam kłopoty!-dziewczyna wróciła do rzeczywistości i zamarła w bezruchu.
-Oj Sky, Sky...-powiedział pod nosem uśmiechnięty Aaron. Szybko podbiegł do dziewczyny i przerzucił ją przez ramie, po czym wybiegł tylnym wyjściem dla VIP'ów.Matt z niecierpliwieniem czekał za kierownicą.
-Gdzie Ty byłeś?!-ochrzanił kumpla za spóznienie.
-Pakowałem prezent.-powiedział kładąc śpiącą dziewczynę na tylnym siedzeniu.
-Zwariowałeś ?!-Matt protestował.
-Jedź ! Gliny za nami!-ostrzegł kumpla, który momentalnie odpalił silnik. On sam pogłaskał policzek dziewczyny, która wpadła w objęcia morfeusza.

***
Dziewczyna obudziła się u chłopaka w łóżku.Najpierw zobaczyła niebieski sufit, zupełnie inny niż jej czy Stelli pokój. Zerwała się.Rozejrzała po pokoju hotelowym. W gardle paliło ogniem wczorajszej nocy.Jest tylko jeden szczegół...urwał jej się film, a głowa bolała niemiłosiernie. Wstała z łóżka i podeszła do stolika na którym, stał dzbanek z wodą i przygotowana szklanka. Nalała sobie całą i wypiła na jednym oddechu.
-Ale cię suszy... -zadziwił się chłopak o ciemnej karnacji i brązowych włosach, ubrany w luźną koszulkę i spodnie dresowe. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć.
-Nie tak głośno.-wyszeptała trzymając się za głowę dłonią.
-Zapomniałem. Kac zdrajca.-usmiechnął się miło.
-Co ja tu robię?-zapytała podpierając się stolika.
-Nie pamiętasz?-chłopak uniósł brwi.
-A powinnam? -serce Sky stanęło. Chłopak si uśmiechnął.
-Czy my...?-powiedziała patrząc na niezaścielone łóżko, na którym się obudziła.
-Zrobimy to jak będziesz w pełni świadoma. Chce żebyś zapamiętała najlepsze chwile w swoim życiu.-wybuchnął śmiechem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
-Jak mi wstyd. Pierwszy raz w życiu się tak upiłam.Jak ja muszę teraz wyglądać.-powiedziała chowając twarz w dłoniach.
-Zdarza się każdemu młodemu.-ruszył ramionami i położył się na kanapie.
-Jak tutaj trafiłam ?-dopytywała swego kolegę.
-Opowiem ci wszystko na śniadaniu. Doprowadź sie do użyteczności Sky, tam jest łazienka.-wskazał palem na orzechowe drzwi.
-Zaraz wracam powiedziała idąc boso przed lustro. Szybko spięła włosy w niedbały kok i umyła twarz z reszek makijażu poprzedniej nocy. Sukienka była poplamiona jakimiś runkami, a na plecach rozerwana, odkrywająca sporą bliznę.. Nie mogła dłużej siedziec w łazience. Dumnie wymaszerowała w stronę stolika obiadowego, na którym było nakryte dla dwojga osób.
-Siadaj-powiedział głos zza jej pleców.
-Powinnam już iść.-powiedziała odwracjac się na pięcie.
-Wyjdziemy za chwilę razem.-usłyszała dobitnie i jakaś siła na jej karku kazała siadajac na krzesło.dziewczyna poczuła się dziwnie. Chłopak usiadł na przeciwko.
-Powinnaś coś zjeść.-uśmiechnął się. Dziewczyna nalała sobie soku.
-Ja nie jem zbyt wiele.-powiedziała odsuwając talerz z jakąs zupą.
-A więc po kolei, gdzie jestem i jak się tutaj znalazłam?-zapytała
 -Pokaz siły i determinacji ?-zapytał jedząc obiad.
-Prawda jest taka, że kto ma cycki ten ma władzę.-rzekła spokojnie.
-Więc, dlaczego nie zmusisz mnie, żebym odpowiedział Ci na te wszystkie pytania?-zapytał szczerząc się.
-Najpierw to użycz mi swoją bluzę. Najlepiej czarną.Wyglądam jak dziwka.-powiedziała patrząc na ręce. Chłopak odłożył sztućce, podszedł do szafy i wyciągnął czarną bluzę.
-Jest na mnie za mała, możesz ją zatrzymać.-powiedział podając jej rzecz. Po szybkim naciągnięciu bluzy na ciało, pełne blizn i ran czuła się pewniej.
-Cała historia to opiłam się i spałam pod stołem, tak ?-przekręciła oczami.
-Nie. Tańczyłaś na barze, śmiałas się, że masz jednorożca na parkingu, opiłaś się chyba litrami wódy, całowałaś z chłopcami, śpiewałas mi do ucha, a w samochodzie opowiadałaś o tym, jak ważne jest parzenie kawy......-tłumaczył powaznie. Dziewczyna oparła głowe o blat.
-Jak ja się stoczyłam.Jak wyjdę do ludzi.Jaki wstyd. Przecież ja taka nie jestem.Muszę wyglądać jak jakaś idiotka.-tłumaczyła się.
-Mówiłem już. Zdarza się. Nie przejmuj się opiniami ludzi.-przewrócił oczami.
-Ale to jednak nie wyjasnia jak się tu znalazłam.-oświeciło ją.
-Wiedziałem, że nie jesteś blond. Do kubu wpadła policja, ktoś doniósł o narkotykach, była łapanka, ja jako twój heros wpakowałem do samochodu, a że nie powiedziałaś adresu bo spałaś mi na ramieniu przywiozłem cię do tej twierdzy. -powiedział spokojnie.
-Rzadko się trafia na takich ludzi jak ty. Bezinteresownych.-powiedziała patrząc na niego jak na herosa.Aaron tylko chrząknął.
-Czy ja .. Mówiłam coś więcej ?-zapytała pewna obaw.
-Tylko o jakieś Steli, potem o mnie, że pachnę jak truskawka, nic konkretnego.-wzruszył ramionami.
-Stella! -podskoczyła na krześle.
-Gdzie moja torebka?- zapytała z wielkimi oczami. Chłopak wskazał w kącie szafę.Dziewczyna wyszukała w niej swój telefon.
-Ale spokojnie, odebrałem, powiedziałem że jesteś ze mną.-rzekł jedząc posiłek.
-Zwariowałeś?! Teraz to pewnie w ogóle nie zaśnie!-krzyczała zła.
-Przesadzasz.-rzucił niewzruszony.
-Kurwa! Jest 15! Miałam być pół godziny temu w pracy! Nie mogę jej stracić!- histeryzowała szukając swoich szpilek.Szybko je założyła.
-Ty się na tym zabijesz w takim stanie!-zdziwił się chłopak.Dziewczyna popatrzyła na niego wilkiem.
-Prawdziwa kobieta w każdym stanie umie chodzić w szpilkach .-powiedziała śmiertelnie poważnie.
Chłopak tylko kiwnął głową w geście powagi.
-Bardzo Ci dzięku...-zaczęła.
-Aaron! Aaron! Gdzie jesteś ?!Stary ! Mordo moja.-do mieszkania wszedł młody chłopak o blond włosach w  kwiecistej koszuli.Aaron nerwowo podniósł się z krzesła.
-Ty farciarzu ! Zawsze przegrywam ! Widzę, że łózko nie pościelone, więc wygrałeś zakład. Czarna była pod wrażeniem ? Czy ...-został przerwany krzykiem swojego przyjaciela.Matt nerwowo spojrzał na dziewczynę stojącą w kącie.
-Zakład?-uniosła brwi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Po chwili niezręcznej ciszy wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
-Boże, ja nigdy się nie nauczę. Już myślałam, że ci ludzie są lepszymi.-powiedziała tłumiąc gniew.
-To może ja was zostawię.-powiedział blondyn.
-Wychodziłam.-rzekła twardo, tak że Matt się zatrzymał.Dziewczyna już miała wyjść, gdy momentalnie zawróciła i rzuciła daniem w twarz chłopaka.
- Na tym świecie kobiety są warte właśnie zakładów.-rzekła patrząc jak zupa leje się po jego twarzy.Poprawiła grzywkę i dumnie wyszła. Matt odwrócił się do przyjaciela.
-Sorry Stary, nie chciałem.-tłumaczył się.Aaron zacisnął pięść.
-Ale to tylko jedna dziewczyna.-pocieszył go faktem.
-Wyjdź!-rozkazał zły.W jego żyłach krew pulsowała.Nigdy nie czuł takiej złości. Sky czuła sie upokorzona i zdenerwowana, ale wszystko zwaliła na kaca.
-Bywało gorzej..-szepnęła do siebie.Zeszła do recepcji...Okazało się, że była w hotelu, w którym pracowała.Zbiegła po schodach do kuchni.Przywitała się z kucharką, ubrała fartuch i poszła na zmywak.
-Scarlett o której miałaś być?-zaczepił ją przystojny niebieskooki menager w garniturze. Sky było wstyd,ale cóż mogła zrobić.
-Przepraszam za spóźnienie.-pochyliła czoło.
-To już trzecie w tym tygodniu.Wiesz co to znaczy?-karcił ją wzrokiem.
-Że...dzisiaj środa?-przymrużyła oczy, próbując wszystko obrócić w żart. Menager stal chwilę patrząc na wymuszony uśmiech dziewczyny, po czym rozluźnił uścisk jakiś dokumentów i zachichotał.
- Też byłem młody.Każdy ma problemy.-powiedział wyciągając z kieszeni miętówkę i jej ją podał. Zaskoczona pokiwała głową.
-Aż tak po mnie widać? Ostatni raz piję.-chwyciła się rękami z piany za policzki.
-Nie to mam na myśli, jesteś ładna.Rzadko paradujesz w szpilkach na zmywaku.-żartował.Rudowłosa dziewczyna zmierzyła ją wzrokiem. W odpowiedzi speszyła się.
-Dziewczyna ze zmywaka rozmawia z szefem.Dbaj o swoj image. Laski piszczą.-zerkła na rudą, która uważnie patrzyła na całą sytuację.Szef również na nią spojrzał lecz spłoszona uciekła.
-Jeśli jeszcze raz się spóźnisz to wylatujesz. I przychodź normalnie ubrana do pracy.-powiedzial głośno.
-Dobrze szefie.-powiedziała trzymając się ledwo na nogach.Gdy odszedł parę kroków oparła się o zlew i powiedziała:
-Zdechnę tu...    

***
- Do szkoły? Już ?!-zasępił się.
-Halo! Jest WRZESIEŃ przyspańcu.-rzucił Stary.
-Zupełnie inaczej rozplanowałem swoje wakacje. Planuję je przedłużyć.-zadecydował.
-Jak chcesz to zrobić?-zastnanowił się.
-Planuję wyjechać.W jakies dalekie miejsce.
-Nawet nie próbuj.-syknął zły.
-Dlaczego nie? Nie miałes nigdy marzenia, żeby uciec? Zupełnie sam? Na sawannie albo w kosmos.-rozmyślał układając się na łóżku.
-Najpierw spotkasz się ze swoim ojcem. Jutro o 16 macie spotkanie biznesowe.-oznajmił czytając e-maila.
-Musiał wysłac e-maila? Nie mógł zwyczajnie zadzwonić? Przez dwa miesiące nie dawał znaku życia.Odmów mu.-chłopak zagryzł wargę.
-Nie możesz mu odmówić. Z ojcem nie wygrasz, nawet jeśli go zabijesz. Jest zbyt potężny.Ma swoje układy i bogactwo.-przypomniał zły.
-Pierdole takie życie.-jęknął.
-Masz ubrać garnitur.
-Po co ?
-Skąd mam wiedzieć, tak tu napisali.-wyjaśnił.
-Boże.. Za dwa dni szkoła.I ta przerażająco natrętna Amber...Jak o tym pomyślę to mam palpitację serca.. -skamlał.
-TAaak.. Przerażająco trudne życie nastolatka.
-Mało kto jest Darknes Hunter'em. Jestem wyjątkowy.Możesz zacząć bić pokłony.-chłopak potrząsnął włosami rozwianymi na 4 kierunki świata.
-Mam potwierdzić?-upewnił się.
-Napisz, że z chęcią zepsuję ten obiad, o ile nie będzie chciał mnie otruć.-wyłączył telefon.  Leżał chwilę w bezruchu.
-Nudzi mi się.-prychnął. Ręką zawędrował pod poduszkę.
-Mam cię.-szepnął i włożył nadajnik do ucha.Zawsze podsłuchiwał, gdy nie mógł zasnąć.Usłyszał rozmowę.
-Kate ! Ty złośliwe dziecko szatana !- krzyczała kobieta donośnym głosem.
-Scar! Scar! Mama kupiła ci różowe majtki na targu ! W dodatku w kotki! Uwierzysz?!-przybiegło do pokoju dziecko.
-Hahahahaaha!!!-usłyszał odpowiedz starszej dziewczyny. Sam się zasmiał.    
- Kate, aniołku.Ty raczej niespodzianek nie umiesz dotrzymywać.-powiedziała chichocząc.
-Ale...-zasmuciła się.Usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi.Do pokoju weszła Helen.
-Kupiłam wam coś słodkiego. Jest na stole,Kate, może pójdziesz pierwsza.-rzuciła z ogromnym usmiechem.
-Ja chcę isc ze Sky!-protestowała mała.
-Idź pierwsza. Mama chce ze mną porozmawiać.-podpuściła ją. Dziewczynka posłusznie wybiegła z pokoju.
-Co to za bluza?-zastanowiła się mama widzac córkę ubraną w czarną nieznaną bluzę.
-To ?-zaczerwieniła sie Sky- To Liama. Niewyraźnie mówię, chyba to jakies przeziębienie.-dziewczyna zatrzymała powietrze w płucach, ale sztucznie się usmiechała.
-A Liam'a...-popatrzyła na nią wilczym wzrokiem. Trwalo to dłuższą chwilę.Dziewczyna już planowała wybuchnąc płaczem i przeprosić, że się spiła jak cygański bat. Myślała, że mama jakimś cudem dowiedziała się o jej wybryku.
-Masz rację.-rzekła. Sky oblała się zimnym potem.
-Wyglądasz blado. To chyba jakas grypa. Zaraz przyniosę ci leki.Jak radziłas sobie w pracy ?-zapytała miło.
-Jakimś cudem się udało, ale miałam mały wypadek. Ruda kelnerka rzuciła do zlewu porcelanowy talerz on odbił się od dna i roztrzaskał, przy okazji wbijając się w mój nadgarstek.Patrz mam bliznę, jakbym się cieła.-rzuciła zdziwona pokazując rękę mamie.
-Zwariowała? -rzuciła się rodzicielka.
-Pewnie nie chciała.Albo chciała i zemsta się jej udała. W każdym razie nawet nie boli, więc nie ma o czym rozmawiać.-uspokoiła.
-Masz pecha.-skomentowała.
-Dzięki wiesz... Miło.
-Czysty fakt kochanie.-zaśmiała się.
-O czym chciałaś porozmawiać? Bo na pewno nie o latających talerzach, i rudych.-wrociła do tematu.
-Za niedługo do szkoły i właśnie...
-Mamo. Nie martw się. Damy rade jak co roku.Mam już pracę dorywczą załatwioną, a na weekendy Stella załatwi mi jakieś dodatkowe zajęcie. Oczywiście dobrze płatne, bo ona jest szpecem-mówiła w koło.Helen wysłychala całej wypowiedzi córki i była z niej niesamowicie dumna.Jej mała Sky już taka dorosła.
-Dostałaś stypendium i dzisiaj podpisałam papiery o przenoszeniu cię do najlepszej szkoły w mieście.-rzuciła podniecona.
-Poważnie mamo?! Mówisz serio?! o Boże ?! Tak się cieszę!!!-piszczała kręcąc się na łóżku.Obie smiały się. Miały nadzieję, że los się do nich uśmiechnął.Nic bardziej mylnego. Rozmawiały dłuższą chwilę o  podręcznikach do podstawówki dla Kate, następnie o zakupie nowego plecaka w sklepie odległej części miasta.
-Jutro go kupię. A teraz śpij już.-pogłaskała ją po głowie i ruszyła w stronę wyjścia.
-Mamo..-mruknęla Sky.
-Tak?-odwróciła się.
-Pamiętaj, że cię kocham.-powiedziała z drżącym głosem.
-My ciebie tez.-wyszeptała. Opuściła pokój swej córki.
-Zażyłe więzi. Ma głos jak moja matka...-skomentował i przypomniał ją sobie..


***


-Ile mam na ciebie czekać, bękarcie? -krzyknął siwowłosy pan w wieku emerytalnym siedząc na wózku inwalidzkim.
-Umówiliśmy się na 16, więc jestem, TATO-oznajmił chłodnym głosem Hunter.
-Nicolas! Czy nie uczyłem cię, ze trzeba być pół godziny wcześniej przed spotkaniem?!-krzyczał zły.
-A co zupa wystygnie?
-Nie idziemy zjeść, żebyś napełnił ten swój brzuch.-krzyczał ojciec.
-Nie ? W takim razie dokąd?-zastanowił się.
-Bękart! Bezczelny. Muszę cię wprowadzić w tajniki firmy, którą będziesz w przyszłości prowadził.-wyjaśnił nalewając sobie whisky.
-Mnie? Mam być podobny do ciebie? Nie odzywałeś się przez ponad 4 lata do mnie, dlaczego tatuś nagle zmienił zdanie?-pytał wściekły.
-Nie oddam byle komu tej firmy. Lepszy dziedzic niż jakiś pawian bez ambicji!Bękarcie!!-skomentował wypijając łyk.
-Nie nazywaj mnie tak.-powiedział ze stoickim spokojem.
-To Ty zostawiłeś mnie i mamę, gdy miałem 14 lat. I to dla jakieś wrednej strzygi, która się tobą znudziła.-powiedział mu pół szeptem. Starzec krzyknął na chłopca, widząc że nawet nie ruszył się z miejsca, głośno wypuścił powietrze z ust.
-Nie masz prawa mnie komentować. Co złego zrobiłem to zrobiłem. Wychodzimy.-rozkazał i jego podnóżek dotychczas stojący w kącie, popchał wózek w stronę wyjścia.
-Zobaczymy na jakie kształcenie wykładam pieniądze! Musimy podpisać dzisiaj umowę. Wykarzesz się!-komentował dalej.
-CO?!-zdziwił się zaskoczony wyznaniem ojca Hunter.


***
-Plan budżetu, warunki umowy.-przeglądał teczkę z materiałami firmy Nicolas.Siedział przy dużym szarym stole, obok ojca i wyraznie czuł się pewny podpisania umowy.To juz dawno rozpracował.
-Takie to wasze kształcenie!-westchnął Starzec poprawiając czerwony krawat.
-Przynajmniej dopasowany garnitur dobrałes !-zaśmiał się szef wszystkich szefów.
-Taki suchar popij wodą.-wskazał na szklankę wody na stoliku. Ojciec prychnął.
-Nie mówiłeś mi, że nasz przyszły partner to Francuz. Skąd niby mam umieć francuski?I oświecę cię, tego w szkole mnie nie nauczyli.-spojrzał na ojca.
-Spokojnie. Są tłumacze w Anglii, nie jak ty bezrobotni.-mruknął. Gdyby tylko wiedział czym zajmuje się jego syn, dawno wtrąciłby go do więzienia, jakby kara śmierci była zakazana.
 -Udław się.-szepnął.
-Mówiłes coś?-zapytał ojciec łapiąc lewą ręką za kołko od wózka.
-Smakuje woda?-wyszczerzyl sie.
-Pff.-chrząknął. Do pokoju wszedł bardzo elegancki mężczyzna z brązowymi, zaczesanymi do tyłu włosami. Za nim kroczył niski blondyn z źle dobranym krawatem i teczką z dokumentami firmowymi.
-Good morning!- przywitał się w znanym języku.Hunter wstał i podał ciepłą dłoń obojgu. Francuz nazywał się Filip-Antoni d'Ornano. Ojciec przyjaźnie skinął głową.
-Proszę wybaczyć, lecz mój tłumacz dzwonił, iż może się nieco spóźnić.-wyjaśnił.
-Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. Zechce pan się czegoś napić?-zapytał gospodarz.Filip kiwnął głową. Blondynek próbował usiąść najbliżej szefa, jednak ten ruchem dłoni, że najbliższe krzesło obok niego musi pozostać puste.
-Plis, dwie czarne kawy i herbatę, dla mojego pracownika.-zarządził. Hunter kiwnął kelnerowi przy ścianie, który w mgnieniu oka zniknął. Krępującą ciszę, przerwało mocne szarpnięcie drzwi. I wtedy w progu pojawiła się niska postać.Najpierw wszyscy spojrzeli na czerwoną sukienkę i czarne szpilki, następnie ręka odgarnęła włosy spadające na twarz. Hunter poznał ją od razu. Jego serce byłoby wyskoczyło mu z piersi, oddech stał się szybszy. Im dziewczyna była bliżej tym on czul się niezręcznie, Sky mogła go rozpoznać w każdej chwili. Mężczyźni wstali. Filip jeszcze raz poprawił sobie marynarkę.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, straszne korki.-tłumaczyła z wielkim uśmiechem, podając dłoń najpierw Filipowi, którego znała z poprzednich spotkań.
-Spokojnie, nie ma problemu.-odrzekł zapatrzony w jej dekolt Piotr.
-Jestem Scarlett Colins. Będę dzisiaj tłumaczyć...-powiedziała odwracając się w stronę chłopaka i wyciągnęła dłoń. Spojrzała na jego twarz i zaniemówiła.Był nieziemsko przystojny. Jego ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy uważnie się w nią wpatrywały. Był od niej wyższy, miał duże, ciepłe dłonie, a od progu mogła poczuć jego perfumy.Tak znany zapach.Gdy wymieniali uścisk, fala jego ciepła przeszla na jej zimne dłonie. Następnie Hunter powiedział niskim głosem.
-Nicolas Blackgod.-Dla Sky było to jak wyznanie miłości. Czyżby znalazła swojego księcia z bajki?Przyglądający się temu ojciec chrząknął.
-Chcę już zacząć. Muszę zażyć leki za chwilę.-rzucił zniecierpliwiony.Dziewczyna speszona usiadła, musiała wrócić na ziemię.
-Pana też miło poznać.-odrzekła. Piotr powiedział po polsku, żeby usiała blisko niego i coś jeszcze, coś czego Hunter nie rozumiał, dziewczyna w odpowiedzi oblała się rumieńcem. Spotkanie przebiegło szybko i bez komplikacji. Scarlet była w swoim żywiole, jednak na początku była rozpraszana przez niebieskie tęczówki chłopca naprzeciwko niej. Nie mogła nawet napić się kawy, bo serce biło jak szalone.
-Zawsze lubiłaś czarną.-zastanowił się Piotr, który zdecydowanie próbował przykuć uwagę Sky.
-Projekt jest ważny i bardzo korzystny dla obu stron.Powiedz, że nie odpowiada mi tylko punt 4. Chcę zmiany. I chcę cię zaprosić na kawę.-mówił chytrze Piotr. Nie było to jej na rękę, ale starała się udawać, że dopytuje go o więcej informacji.
-Jestem w pracy.Zachowuj się profesjonalnie, proszę.-upomniała z wymuszonym uśmiechem. Następnie spojrzała na twarz zaniepokojonego tą prywatną konwersacją Nicolasa, ale starała zachowywać się normalnie.
-Pan d'Ornano prosi o zmianę punktu 4.-rzuciła po powszechnemu.Wtedy dłoń Filipa spoczęła na kolanie Scarlett, która wzdrygnęła się gwałtownie, ale prowadziła dalej rozmowę licząc, że Filip przez pomyłkę trzyma ją na jej kolanie. Ale co on czucia nie ma czy jak ?! Próbowała zachować się profesjonalnie jak zawsze. Gdy już podpisano umowę  i omówiono warunki transakcji. Dłoń Filipa przesunęła się niemoralnie wysoko...
-Weź tą rękę, rozpraszasz mnie. -przerwała wypowiedz tacie Nicolas'owi, który zmarszczył brwi.Wyraźnie nie lubiła, gdy facet którego zna zaledwie od parady zaczyna nadużywać swojej władzy.Filip tylko się uśmiechnął. W odpowiedzi Scarlett nadepnęła z całej siły obcasem na but Francuza, który zgiął się jak harmonijka.
-Pardon.-powiedziała z udawanym akcentem.
-Myślę, że możemy zakończyć nasze spotkanie.Bardzo dziękuję za współpracę, i pyszną kawę.-szepnęła w stronę kelnera, który się wyszczerzył. Zdziwieni czerwonością na twarzy Francuza, przenieśli pytające spojrzenie na dziewczynę, która miała zimną  minę.
-To ciśnienie.-wyjaśniła.
-Odprowadzę Cię.-zadecydował Hunter.Czarna skinęła głową i zostawiła w tyle mężczyzn.
-Ile jeszcze języków umiesz?-zdziwił się Nicolas, idąc korytarzem obok niej.
-Angielski, francuski, hiszpański, koreański, niemiecki, rosyjski i polski.-oznajmiła  bez większego wrażenia w głosie.
-Co?!-zdziwił się. Scarlett uśmiechnęła się pod nosem.
-Języki to klucz na świat.Lubię poznawać nowe kultury, to taka pasja. Czasem potrafię nieźle przeklinać po polsku, a wszyscy myślą, że to komplementy.-zaśmiała się. Doszli przed drzwi.
-Powiedz mi coś w tym jakże trudnym języku.-podniósł brew.
-Jesteś niesamowicie gorący, a twoje oczy przypominają gwiazdy odbijające się w oceanie.-Scarlett w głębi ducha katowała się za to wyznanie, ale przynajmniej miała pewność, że nie rozumie ani słowa.Chłopak oparł się o drzwi.
-Hmm...A co to znaczyło?-zapytał z aroganckim uśmiechem.
-To znaczyło: Na zewnątrz pada deszcz, a jest już ciemna noc.-kłamała. Wcale tego nie powiedziała.
-Wracasz do domu?-spodobał jej się fakt z jaką lekkością kleiła się rozmowa, żadnego wymuszonego tematu.
-Tak, kolega zaraz się zjawi..-zagryzła zęby. Prosiła o brak pytań, oczywiście w myślach. Chciał zaproponować jej transport lecz za nim pojawił się ojciec.
-Masz mnie zawieźć do domu.-rozkazał.
-Dobrej nocy.-spłoszona rzuciła na odchodne.
-Dlaczego takim pospólstwem się zajmujesz.To nadaje się tylko na ulicę, a nie na twoją żonę.-syknął  Chłopak oparł się o drzwi, widział biegnącą przez pasy Sky. Zupełnie nie rozumie swojego ojca.A ta dziewczyna jest milsza, niż sądził.
-Idziesz ?! Jutro musisz wstać do szkoły.-ponaglał.
-Nie zmusisz mnie.-prychnął.
-Póki cię utrzymuję mam prawo.-oznajmił twardo.Hunter wypuścił powietrze z ust.
-Dlatego najszybciej jak to możliwe się usamodzielnię, żeby nie słyszeć twoich warunków.-zagroził zły.
-Bo wezmę kij !Twoja matka źle cie wychowała.-krzyknął.
-Ty ciągle pozwalasz manipulować cię gniewem. Mama jedyna mnie naprawdę kochała i Ciebie też.  A gdzie podziała się twoja kochanka?Hmm?  -zacisnął pięść i zostawił w tyle swego ojca.
***




















poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 1

***
Dziewczyna przeskoczyła przez wysoki, marmurowy płot graniczący drogę i teren posesji. Stojąc na zielonym dywanie, upewniła sie, czy nikt na nia nie patrzy. Wiedziała, że to co za chwilę uczyni jest karane. Poprawiła czarny kaptur bluzy, który znacznie zakrywał część jej twarzy. Następnie podbiegła w stronę ogromnej, białej ściany budynku.Tej nocy księżyc był w pełni, oświetlał jej drogę.Musiała działać szybko.Zrzuciła z ramienia szary, podarty plecak.Nerwowo wyciągnęła z niego cztery różne opakowania farby w sprey'u i rozłożyła kolorami na kamiennej posadzce.Odeszła dwa kroki od ściany, aby przyjrzeć się rozłożystości obszaru, na którym ma powstać jej dzieło. Zagryzła zęby i rozpoczęła swoją pracę. Kilka razy przerywała, aby zobaczyć czy nikt nie idzie.Za każdym razem brała głęboki oddech i kontynuowała. Jej ręka sama ją prowadziła. Kilka razy opryskała sobie rękaw jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Uparcie chciała to ukończyć. To była jej misja. Ślad za śladem, kreska za kreską. Jej obraz miał nieść przesłanie. Pracowała dopóki nie skończyła się ostatnia farba. Wpakowała wszystkie opakowania z powrotem do plecaka, nie chciała zostawiać żadnych śladów. Ruszyła przed siebie, ale po kilku krokach odwróciła twarz.Musiała ocenić nowo powstałe dzieło. Jej oczy ujrzały obraz, taki, w jaki sposób chciała go przedstawić innym. Uśmiechnęła się, była dumna ze swojego przestępstwa. W tej samej chwili zza rogu wyszedl dyżurujący ochroniarz, oświetlił ścianę światłem latarki i.. stanął jak wmurowany w ziemię. Przeciez nie tak dawno sprawdzał to miejsce i nic podobnego na nim nie znalazł.Wstrząśnięty odwrócił się w poszukiwaniu wandala...Jednak on rozpłynął się w mroku.

***

Nastał ranek.Chłopak po ciężkiej nocy jeszcze spał. Wczoraj wrócił bardzo późno. Musiał zregenerować siły. W końcu to on jest tutaj od brudnej roboty. Spokojnie przekręcał się z boku na bok. Jego łóżko było bardzo wygodne, od dawna czekał na nowy materac, a dziś pierwszy raz go wypróbował. Dźwięk telefonu nie wywarł na nim wrażenia. Dopiero po drugiej próbie połączenia zdobył się na siłę sięgnąć po telefon.
-Halo?-rzucił zachrypniętym głosem.
-Juz myślałem, że cię zabili.-odparł twardy głos Staruszka.
-Kolejnej kulki nie przeżyję. Dzięki za troskę.-rzucił ironicznie cięgle owijając się w kołdrę.Rzucił telefon obok ucha.
-Miły jak zawsze.-starszy, siwy pan przewrócił oczami.Od dawna stanowili zgrany zespół i znali siebie na wylot.
-Budzisz mnie, żeby tylko pogratulować udanej misji?-chłopak wrócił do tematu. Dalej byl bardzo śpiący i nie lubił, gdy mu przeszkadzano. Mieszkał sam, nie miał żadnych znajomych, więc tylko telefon od swojego nauczyciela mógł mu przerwać błogi sen.
-Swoją drogą, mógłbyś wykraść te papiery szybciej... -zaczął Starszy.
-Co?! Szybciej?!-oburzył sie chłopak. W tej chwili zerwał się i przyłożył telefon do ucha.
-Jakbyś wtedy nie zauważył miałem 6 ochroniarzy na karku. Ktoś musiał nauczyć ich sztuk walki.-ruszył ramionami w geście niewinności.
-Całą noc czyściłem monitoring. Następnym razem pomyśl o mnie! Stare kości już mam, wypadało by je rozprostować.-marudził gniewnie.
-Co ja poradzę, że kamery mnie uwielbiają. Zawsze chciałem zostać gwiazdą. Widzisz przecież, że mam zamaskowaną twarz.Ach.. naprawdę czasem jesteś okropną zrzędą.-podsumował kładąc się z powrotem w ciepłe objęcia pościeli.
-Mówi to do mnie chłopak na posyłki... Wielki " Darkness Hunter" .. Cos takiego.. Do swego nauczyciela... Taka wdzięczność za tyle lat nauki.-kręcił się niespokojnie na fotelu w swojej norze.Było to niewielkie mieszkanko na odludziu. Jednak stary dedektyw ds. przestępstw internetowych, spędzial tutaj większość czasu. Sam przerobił je na własny gabinet.Na środku pokoju było kilka komputerów na drewnianym obszernym biurku. Na dwóch oknach były ciemne rolety. Nie lubil światła. Poprawił się na skórzanym fotelu. Dbał o wykasowanie z kamer twarzy swego ucznia, włamywał się do baz danych serwerów internetowych, policyjnych, wyszukiwał potrzebne informacje odnośnie misji, przyjmował zlecenia dla "Darkness Hunter" i oczywiście wpłacał na swoje i chłopca konto po połowie wynagrodzenia z wykonanych misji. Ta ostatnia część cieszyła go najbardziej.
-Dość tych uprzejmości, Staruszku. Masz coś ciekawego dla mnie?-chłopak szybko zmienił temat.Lubił złośliwości starego nauczyciela.
-Nudzi Ci się ? To poćwicz ofiaro losu!-rzucił Staruszek. Rozmasował dłonie i zagłębil sie w świat komputerów.
-"Stary piernik"!- pomyślał chłopak, ale tylko ciężko westchnął. W odpowiedzi usłyszał dzwięk naciskanych klawiszy komputera.
-Jest jedna dość nie typowa oferta, ale sam musisz na to spojrzeć. Przesyłam Ci na główny ekran.
-Minutaa.... -rzekł chłopak błagalnym głosem. Wciąż był zmęczony.
- Ruszaj się! Jak długo można spać ?!-poganiał nauczyciel.
Chłopak przeciągnął się spokojnie i rozglądnął po mieszkaniu. Było one dość duże. Lubił przestrzeń, a z pieniędzy zarobionych na posyłkach mógł sobie na to pozwolić. Nie było ono w pełni umeblowane. Miał tylko jedną szafę z ubraniami, wielki ekran na całą ścianę, wygodną kanapę i stolik. Resztę pokoju zajmowały sprzęty do ćwiczeń. Musiał być w formie. Jego praca polegała na wypełnianiu poleceń. Otrzymywał rozkaz, wypełniał go, i usuwał wszelkie dane związane z misją. Wynajmujące go osoby, były anonimowe, nie zbierał informacji o swoich najemcach. Często był w niebezpieczeństwie, ścigany przez ochroniarzu, czasem nawet zabójców na zlecenie lub po prostu wpadał w tarapaty z niebezpiecznymi gagnagi. Praca to praca. Nie obchodziło go co jest w paczce, którą musi przechwycic albo ukraść. Mial jedynie wykonać zadanie "po cichu". Mimo wszystko miał swoje zasady. 1 anonimowość, nikt nie mógł poznać jego tożsamości. 2 Nie zabijał i 3 Nie angażował się w sprawy związane z misją. W ten sposób był bezpieczny a jego kieszeń zawsze cieszyła okrągła sumka.
Promienie słońca przebiły się przez okno i padały wprost na jego twarz.Był oszałamiająco przystojny.Brązowe, krótkie włosy, obcięte w najlepszym salonie w mieście układały się bez zarzutu. Głębokie, niebieskie oczy śledziły dokładnie każdy ruch zasłony. Chłopak odchylił kołdrę i wstal z łóżka. Na światło dzienne pokazało się umięśnione ciało. Wyćwiczony brzuch, potężne ramiona i duże dłonie zachwycały każdą dziewczynę w jego otoczeniu. Jednak on nie szukał żadnej towarzyszki. Nigdy nie umiał się otworzyć na miłość. Jego praca też tego mu nie ułatwiała . Następnie udał się w stronę swego komputera, przeczytał kolejne linijki zadania, jakie miał wykonać i wybuchnął śmiechem. Szarpnął szarą bluzę rzuconą na krzesło i szybkim ruchem ubrał ją, przecież nie chce zawstydzić Starego.
-I jak?-odezwał się głos hakera.
-Posyłasz mnie do przedszkola ?-zaczął ironicznie.
-Wynajeli Cię, żebyś znalazł autora obrazu. Co w tym trudnego?-rzucił spokojnie rozwijając czekoladowego batonika.
-Autora graffiti na ścianie...-oświecił go uczeń.
-Jeśli chcą go znaleźć, to czemu im nie pomożesz?- wciąż zachęcał Starszy wcinając słodkość.
-To nie praca dla mnie. Niech zaangażują policję.-komentował niezadowolony.
-Popatrz na sumę...eh..-Staruszek napluł do mikrofonu.
-Uważaj trochę.-upomniał go. Jego oczy w kolorze morza zaświeciły się. Zagwizdał.
-Taki hajsik to ja rozumiem.....-chłopak zatrzymał się na chwilę..chłodna kalkulacja.
- Zastanawia mnie tylko, dlaczego ktoś chce znaleźć wandala malującego po ścinach?
-Może chcą mu karę wlepić.-mlaskał Starszy.
-Taka suma za złapanie graficiarza... Na pewno nie dostanie grzywny, nawet nie opłaca się go wtrącenie za kratki za taką sumę.... Może to pułapka na nas?-rzucił z domysłem chłopak.
-To wylądujemy w więzieniu.-powiedział obracając już drugiego czekoladowego batonika.
-Mam również pobrać DNA tej osoby...Ciekawe o co w tym wszystkim biega....-zastanawiał się chłopak.Jego nauczyciel tylko mlaskał.
-Bierzemy to.-zadecydował.
-Okej-mlaksnąl i zakrztusil isę kawałkiem czekolady.
-Przeslij mi obraz, i sprawdz okliczny monitoring.Stary, co Ty do diabła teraz wcinasz ? -rzuciał się.
-Ciasteczko:)-odparł niewinnie i uważnie nasłuchwial odpowiedzi ucznia.
-Chcesz jedno?-powtórzył.Chłopak rozłączył się.
-Robi co chce, rzuca słuchawką kiedy chce. W głowie mu się poprzewracało. Ten arogancki typ....-skomentował nauczyciel, wyśmiewnie machając rękoma. Wysłał mu załącznik z obrazem, po czym sięgnął po kolejne ciastko.
Darkness Hunter wysłał zdjęcie na ekran zajmujący całą zachodnią ścianę. Teraz mógł przyjrzeć się temu "aktu wandalizmu" z zeszłego wieczoru.Obraz graffiti przedstawiał psa porzuconego na drodze. Pies był nieco osobliwy, zapewne kundelek z wyraźnie zarysowanymi zebrami. Obok przedstawiona była osoba siłą odciągana od niego przez dużo większe postacie... Chłopak uznał, że to pewnie rodzice odciągają dziecko od psa. Bezsilność dziecka wobec decyzji rodziców. .Pogrążył się w refleksji.Bezsilność osoby na decyzje świata. Walka pojedynczej osoby na świat bogatych ludzi. Tło było ciemne, za psem czaiły się oczy drapieżników i pazury.Tego w pełni nie zrozumiał. Dostrzegł cytat :" Nie bąź człowiekiem, bądź ludzki" i podpis artysty."Sky". Niewiele wniosło to do sprawy.Podszedł do lodówki i wyciągnął chłodne piwo.Stracił godzinę na rozpracowywanie obrazu. Pokręcil kilka razy szyją, aby ją rozmasować. Kolejny telefon. Tym razem chętnie go odebrał.
-Czy w tym miejscu ktoś porzucił psa?-zapytał swego współpracownika.
-W całym mieście jest inwazja porzucanych psów. Ludzie wyjeżdżają na wakacje. Nikt nie ma ochoty trzymać zapchlonego kundla.- podsumował naprawiając lapkę nocną.
Chłopaka oświeciło.
-Czyli pewnie z tym problemem chce uczulić ludzi.. Co się pózniej dzieje z tymi psiakami?-zapytal naiwnie. Nie angażował się w sprawy codzienne.
-Ludzie łapią je i londują jako pasztet.-powiedział niczym nie wzruszony Staruszek wciąż grzebiąć w lapce.
-Dlaczego z tym nic nie robia? Przecież są schroniska.
-ehhhh.. Mówi ktoś kto, prawie wcale z domu nie wychodzi.-przewrócił oczami.
-Zmienili sie urzędnicy. Zerwali umowę ze schroniskiem. Teraz tamtejsze organizacje nie mają jak wykarmić tych psiaków, więc są łapane z drogi i trafiają do knajp.
-Fuj. To obrzydliwe.-zmarszczył brwi.Zrobiło się niesmacznie...
-Ale właśnie to graffiti jest na ścianie domu urzędnika, więc gazety odpowiednio to nagłośniły. Całe miasto aż huczy.Teraz już tego nie zatuszują.
-Sprytnie.Znaleziono jakieś odciski palców ?-pytał w sprawie.
-Nie. Ale mam dla Ciebie jeszcze dwie informacje.Gość właśnie coś wysłał.-upomniał go .
-Jakie ?Obraz w pokoju huntera zmienił się na fotografię dziecka bawiącego się z pieskiem.
-To identyczny pies jak na grafitti. Szukamy prawdopodobnie tej dziewczynki.
-Co ?! Szukamy dziewczyny ? Teraz brzmi to jeszcze bardziej idiotycznie niż na początku. Czyli jednak szukamy zagiononą córkę, żonę, kochankę...-machął rękami. To zalosne- pomyślał..
-Tylko dlatego, że jest identyczny kundel?- wyśmiał błahy powód.
-Ludzie łapią się każej nadziei, że ich rodzina żyje.-Staruszek przestał naprawić lampkę i odłożyl ją na bok.
-Wiesz, że to może być fałszywy trop? Na jakieś 80 % ?-myślał.
-Sprawdź to. Musisz pobrać DNA i do analizy.Kasiorka w kieszeni i po sprawie.
-Znalazłeś coś na monitoringu?
-Jak duch. Nie działała sama najwyraźniej.
-Jak to ?-rzucił się chłopak.
-Ktoś jej pomógł. Wyciął z kamer, ale popełniła jeden błąd. Nie zamaskowała twarzy, gdy jakaś para młoda się całowała. Wrzucili to zdjęcie w podobnym czasie. To może się zgadzać. Zaraz wyszukam ją w bazie. Mam jej adres IP.-mówił z prędkością śwaitła."Mam Cię"- pomyslał.
-Działaj. Nie mam czasu, ruszaj tymi krzywymi palcami. -niecierpliwił sie chłopak.
-Mam ją.-Staruszek podskoczył na krześle.Chłopak o mało nie rozlał piwa.
- Scarlett Clover Colins. W twoim wieku. Mieszka na Tea street 22. Adoptowana. Znaleziono ją na autostradzie w strasznym stanie. Złamany obojczyk i liczne siniaki. Się jako dziecko bardzo nacierpiała-.Staruszka ruszyło sumienie.
-Myślę, że wiecej nie potrzebujemy. -powiedzial chłopak, bez najmniejszego aktu współczucia. Przypomniał sobie swoje dzieciństwo. Spojrzał na uśmiechnięte dziecko bawiące się z psem.
-Zobaczymy jeszcze jak teraz wygląda... Oooo ładna.Popatrz.-rzekł Staruszek próbując podnieść się na duchu. Na ekranie wyskoczyła dziewczyna z roześmianymi oczami. Twarz miała w kształcie odwróconego trójkąta.Miała bladą cerę, mocno zarysowane kości policzkowe, duże czarne oczy, zadziorny nos i szerokie, różowe wargi. Jej długie, czarne włosy były uchwycone w momencie odwracania twarzy.
Chłopak długo wgapiał się w fotografię, nie słuchając nauczyciela.
W końcu wybudziło go krzyk:
-Jesteś tam ?!
Chłopak chrząknął po czym dodał:
-Tak, tak.Nie mój typ.-rzucił umiejętnie.
-Masz ją znaleźć i oddać materiał do badań. To może być włos, ślina, cokolwiek. I radzę Ci się pośpieszyć, chcę kupić sobie nowy obraz.
-Dalej twierdzę, że to nie ją musimy znaleźć i to wszystko jedna wielka zabawa w chowanego.-chłopak ani nie myslał drgnąć.
-Mówiłeś mi, że potrafisz wszystko.-nauczyciel myślał, że przyłapał go na chwili strachu.
-I to w pięknym stylu. Przypominasz sobie sprawę, gdzie znalazłem dwie zaginione bliźniaczki? Ta nie będzie trudniejsza.Wychodzę, wyślij mi adres, gdzie pracuje.- rzucił energicznie i włożył słuchawkę do ucha, aby ciągle pozostać w kontakcie z nauczycielem..Założył czarną kurkę i ciemne spodnie, po czym wyszedł "do pracy".

***
-Dzień dobry ! Mogę przyjąć pańskie zamówienie?-powiedziała kelnerka z wymuszonym uśmiechem. Pracowała w niewielkiej knajpce w centrum miasta. Nazwę "Red" zawdzięczała biało-czerwonym wystrojem wnęcza, wzorowanym na latach 80 minionego wieku. Wieczorami było to miejsce zgromadzeń młodzieży. Roboty było w bród. A ona potrzebowała kasy. Właśnie przy stoliku, który obsługiwała siedziało dwóch chłopaków. Jednego z nich kojarzyła. Byl to Max, miejscowy złodziejaszek, natomiast obok niego siedzial nieznajomy. Usmiechnięty blondyn w koszuli w kratkę nazywał sie właśnie Max,obok niego siedział wysportowany brunet o ciemniejszej karnacji.Dziewczyna dostrzegła, że siedzi w sportowej koszulce i ma mnóstwo tatuaży na ręku.Chyba był to smok lub jakieś coś. Obaj przyszli coś zjeść po treningu. Wyraźnie prześwietlili ubiór kelnerki. Miała na sobie czarne, wysokie buty i białą sukienkę, a na biodrach zawieszony czysty fartuch. Przyglądali się jej figurze: nie była szkieletem, ale też nie była gruba. "Całkiem ładna"-pomyśleli chłopcy. Dziewczyna poprawiła sobie grzywkę i sprawdziła, czy kok dalej się trzyma. Zerknęła na szefa, który ciągle się jej przyglądał.Pracowała tutaj od równo trzech miesięcy i miała dość duże doświadczenie, ale bała się, że nie przyjmą ją na pół etatu.
-Danie dnia, dużą pizzę na podwójnym cieście .... i małą czarną, słodka.-podrywał ją chłopak z włosami zaczesanymi do góry, uwydatniając bardzo drogi zegarek.Myślał, że tym tekstem zaimponuje dziewczynie, jednak ona nawet na niego nie spojrzała.Miała ważniejsze zajęcia, niż flirtowanie z nieznajomym. W swoim zyciu nie miała czasu na chłopaka.Była niezależna. Znała siebie i to jej starczyło. Przynajmniej wtedy tak myślała.
-Coś jeszcze?-powiedziała naturalnie, chociaż tekst przyprawil ją o irytację. Nigdy nie wierzyła w siebie.Zawsze w sposobow negatywny odzwierciedlała swoje zalety. A co się z tym wiąże, mała pewność siebie.
-Twój numer telefonu, laleczko.Dorabiasz tutaj sobie w wakacje?-zapytał próbując udowodnić koledze, że potrafi zdobyć każdą. Wyciągnął z kieszeni kilka stów. Dziewczyna dalej pilnie notowała, próbując trochę stłumić zapał dwóch kumpli.
-Zapisz sobie. 997.-rzuciła dobitnie na odchodne.
-Policja.Ałć jaka ostra.-usłyszała na pożegnanie.Chłopak wyśmial wysiłki kolegi.
-Ma cięty język. A Ty się jej dałes wykiwać cwelu!-wyraźnie chciał dogryźć towarzyszowi.
-Stary.. Nie wierzysz mi ? Zakład, że będzie moja do miesiąca?-próbował podbudować swoje ego. Wcześniej żadna dziewczyna mu nie odmówiła. Każda była na jego zawołanie. Wiedział, że jest atrakcyjny i przyciąga spojrzenia.Na początku każda się opiera.
-Okej. Jak wygram biorę Twojego roleksa Aaron.-zaczął.
-Max ... Wiesz jaki on był drogi !-zbulwersował się..
-To co ?!Twój stary ma hajs, możesz żyć w luksusie, co cie obchodzi jeden zegarek?- prowokował kupel. Chciał go sprzedać i zarobić na tym niezłą sumkę.Szatyn pokręcił głową.
-Jeśli wygram ?
-Wtedy jestem twoim kierowcą dokądkolwiek zechcesz.Będę Twoim służącym.
-Nawet w nocy po imprezie?-zapytał z niedowierzaniem Aaron.
-Eii no..o znaczy że nie będę mógł pić? Ta? Tego chcesz? Potworze ! .-Max byl niezadowolony. Teraz dopiero zdał sobie sprawę z powagi zakładu. Aaronowi było to bardzo na rękę.
-No nie wiem, nie wiem.Jest aż taka ładna? -wodził za czarną kelnerką wzorkiem.
-Chyba nie mówisz mi, że tchórzysz !-HA!-Max podskakiwal na czerwonej sofie, az uderzyl tyłem głowy o szybę, która była zaraz za nim.
-Żal mi Cie po prostu.-przerwał chłopak, komentując dziecinnę zachowanie kumpla.
-Zgoda.-rzucił chłopak i obaj uścineli sobie dłonie.
-Czarna! Mam kolejne zamówienie!-krzyknął brunet i podniósł rękę do góry lecz dziewczyny już nie było. Wtedy inna kelerka z fryzurą typu Merlin Monroe podeszła do nich. Podrywacz przerwócił oczami widząc "brzuszek".
-Podać coś jeszcze ?-zapytała cicho. Wyraźnie bała się tych dwóch chuliganów. Znała ich, wiedziała co to za typy.
-A taka czarna kelnerka gdzie się schowała przed nami ?-zapytał Max śląc piękny uśmiech dziewczynie. Ta poczuła się nieco swobodniej.
-Sz-ef wezwał Scarlett...-wyjąkała.
-A więc nazywa sie Scarlett. Zapisze sobię. Nie lubię czekać na dziewczynę. Jesteście strasznie spóźnialskie.-ruchem ręki niczym szlachcic kazał odejść kelnerce. Ta odwróciła się na pięcie i już jej nie było.
-Scarlett...Scarlett....-powtarzał pod nosem chłopak.To będzie ciekawe doświadczenie.
Scarlett stanęła przed drzwiami gabineu szefa. Chwilę wahała się czy zapukać do drzwi.Coś jej mówiło, że bedzie źle lecz nigdy nie tchórzyła i tym razem tez nie miała takiego zamiaru. Gdy nareszcie zebrała się na odwagę mocno zapukała i szarpnęła klamką.
-Wejdź.Zamknij drzwi.-powiedział mężczyzna siedzący za biurkiem, uważnie wpatrujący się w nią, najwyraźniej na nią czekał...Dziewczyna spełniła rozkaz i usiadła na krześle postawionym na przeciwko swojego pracodawcy. Był to mężczyzna w wieku około 30 lat, bardzo dbający o swój wygląd, zawsze mocno naperfumowany.
-Scarlett. Starasz się o pół etatu w moim lokalu, prawda?-zapytał dobrze znając odpowiedź.
-Tak, od razu po zajęciach przez najbliższe pół roku.Bardzo mi zależy na tej pracy.Przez te trzy miesiące byłam wzorowym pracownikiem, zawsze była wcześniej na kuchni...-dokładnie wyjaśniła dziewczyna. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko wyciągnął z szuflady dwie białe koperty i rozłożył przed nią.Zaskoczona stanowczo zapytała:
-Co to jest ?
-Koperta po prawej to twoje wynagrodzenie za ten miesiąc plus odprawa, więc jeśli chcesz możesz od razu wyjść.-skończył wpatrując sie w nią. Scarlett zrobiło sie przykro. Nie przywykła do porażek.
- W drugiej natomiast-kontynuował- Znajduje się umowa o pracę na pół roku z podwójnym miesięcznym wynagrodzeniem. Będziesz zarabiała dwa razy tyle.-mówił stabilnie. Scarlett za dobrze znała prawa tego świata, aby uwierzyć że to jest wynagrodzenie od losu. Nic nie jest za darmo. Za długo żyła na świecie żeby w to uwierzyć. Za wszystko przyjdzie nam zapłacić.
-Gdzie jest haczyk? -rzuciła i zagryzła zęby.Skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie ma żadnego haczyka.Nie wierzysz mi ?- Scarlett dalej czekała na wyjaśnienia.
- Po prostu...-przerwał i okrążył drewniane biurko, po czym usiadł na nim tuż obok dziewczyny.Kątem oka Scarlett spostrzegła łóżko polowe.
-Pójdziemy na kompromis.-rzekł czule i pogłaskał ją po policzku. Dziewczyna oddychała nerwowo wpatrując się w ścianę przed nią. Zrozumiała o co mu chodziło.Takie jest życie. Okrutne.
-Co Ty na to ?-zapytał wciąż wpatrując się w nią.Dziewczyna nic nie odpowiedziała. mężczyzna uznał, że rozważa propozycję.
-Zawsze mnie prowokowałaś.Różnisz się od innych dziewczyn.-szeptał jej do ucha.Dziewczyna w jednej chwili spojrzała na niego wilkiem.Przeklinała go w myślach. -Ty cholerny dupku! Może i potrzebuje tej kasy, ale nigdy nie posunęłabym się do tego stopnia!Za kogo Ty mnie uwarzasz !? -krzyknęła i wstała z krzesła.
-Kochanie, nie rób scen...Wiem w jekiej jesteś sytuacji.-dalej próbował doktnąć dziewczyny.
-Nie dotykaj mnie! Jak Ty możesz się popatrzec w lusto!?Brzydzę się tobą!-krzyczała.Złość nabrała sił.
-Nie próbuj się opierać...-powiedział mocno łapiąc ją za ramiona i całując wzdłuż lini szyi.Dziewczyna nie była wystraszona, jedynie zdenerwowana.
-Puszczaj mnie!-krzyknęła jeszcze głośniej. Liam nauczył ją co się robi w takich sytuacjach. Odepchnęła go i przywaliła mu prawego sierpowego w twarz.
-Ała ! To boli...-po chwili zwijał się z bólu na czarnym dywnanie.
-Miałam zły dzień, ale od razu mi przeszło! Co za ulga! Życzę szybkiego powrotu do zdrowia-skomentowała widząc trzymającego się za nos mężczyznę. Pocieszyl ja fakt, że przynajmniej go oszpeciła. "Jeszcze nikt mnie nigdy tak nie znieważył". Była suką. Stella tyle razy wpajała jej, że musi byc nieugięta.Była jej za tą wskazówkę niezmiernie wdzięczna. Wzięła swją wypłatę i kopniakiem otworzyła drzwi. Z pewnością siebie wyszła z gabinetu.Chciała jak najszybciej wynosić się z tego przeklętego miejsca.Miała łzy w oczach, ale jej duma nie pozwalała pokazywac płaczu w miejscach publicznych, więc zagryzła zęby i wyciągła spod baru swój płaszcz i torebkę. Z podniesioną głową wyszła na salę, udając się jak najszybciej w stronę wyjścia.Czuła się okropnie, a teraz nie mogła tego pokazać przy pełnej sali znajomych osób.
-Scarlett, w porządku?-zapytała kelnerka z fryzurą z lat 80. "Nie. Moje życie to jeden wielki bałagan."-pomyślała, ale tylko kiwnęła głową i wyminęła koleżankę. Poczuła, że ta mocno trzyma ją za ramię. Odwróciła się szybko, aby ta nie widziała wyrazu jej twarzy i przytuliła znajomą.
-"Musisz być silna Lily.Dbaj o siebie i maluszka"-szepnęła jej do ucha prawie płacząca lecz szybko wyszła z lokalu odprowadzona wzrokiem dwóch zdziwionych chłopców.. Lily zdała sobie sprawę z tego, że coś strasznego musiało się zdarzyć. Przykro jej było z powodu koleżanki z pracy, tyle razy ją broniła, pomagała jej, gdy była nowa, zawsze z uśmiechem na ustach przychodziła do pracy i niezależnie jak póżno zostawały w pracy lubiła obecność Scarllet, której często się zwierzała."Już tu nie wrócisz, prawda?"-zapytała ją w myślach. Odwróciła się, gdy parę gości zamilkło. Zobaczyła swojego szefa w zakrwawionej koszuli trzymającego się za nos.Wymachiwał w stronę Scatlett, a ona pozdrowiła go środkowym palcem. Wiedziała, że złożył jej propozyjcę taką, jaką jej niecałe pół roku temu.Tylko ona zareagowała inaczej na jego propozyjce. Chwyciła się za brzuch.
-Wszystko będzie dobrze malutki, spokojnie... Mama Cię obroni.-szepnęła.

***
- Stary, naprawdę?- zpoważniał chłopak usłyszawszy jak jego Nauczyciel śpiewał do słuchawki jakieś disco polo.Stał po drugiej strnie ulicy, bacznie obserując wszystkie kelnerki.
- To jej aktualna praca dorywcza. Jej lista, gdzie juz była zatrudniona jest dość długa.Chyba jakiś robot. Czasem dwie jednocześnie.. -gwiazdnął Stary.
-Boże, jaka pracoholiczka. Juz jej nie lubię. Myślę, że to ona.-powiedzial ckonkretnie chłopak dostrzegając wątłą postać mknącą przez ulice z telefonem przy uchu. Włożyl swoje okulary z kamerką, ady i jego nauczyciel mógł nagrywać misje i aby byl na bierząco.Właśnie je testował.
-Tak. -powierdził wygodnie Stary rozkładając się na fotelu, patrząc na to, jak akcja się potoczy.
Nie świadoma zaintereosowania swoją osobą Scarlett zadzwoniła do swojego przyjaciela. Zawsze razem wracali. Mieszkał kilka domów obok Scarleet a znali się od dzieciństwa. Traktowała go jak starszego brata, którego nigdy nie miała. Miała nawet jego zdjęcie w portwelu.
Jednak w tej chwili nawet wspomnienie przyjaciela, nie działo żeby poczuła sie nieco lepiej. Myślała o sobie jak o bezwartościowej rzeczy, którą można kupić. Gnębiły ją wyrzuty sumienia, może nie powinna była uderzyć tego faceta. Zawsze była wyjątkowo uczuciowa. Życia jej to nie ułatwiało. Jej emocjonalność zawsze przyswarzała jej kłoptów.Złapała się za głową i gorzko zapłakała. Przykucła opierająć sie o mur jakiegoś budynku z cegły. Bardzo zależało jej na tej pracy.
-Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze.. -powtarzała do siebie. Za chwilę mial po nią przyjechać Liam, a ona nie chciała nikomu pokazywac się w takim stanie. Płakała tylko w samotności. Szybko wstała i otrząsła łzy, wzięła głęboki wdech i rozpuściła włosy. Wynajęty chłopak uważnie przyglądał jej się z ukrycia, czekając na odpowiedni moment aż będzie sama. W mieście już od dłuższego czasu był zmrok. Cały dzień w pracy, czyli rutyna. Postanowiła wyjść na tłoczną ulicę. Samej kręcić sie jest niebezpiecznie, weszła na wcześniej ustalony przystanek. "Darkness hunter" udał się za nią. Miał przed sobą swoją ofiarę. "To nie będzie trudne sądząc po tak długich włosach" Wyciągnął rękę próbując wyrwać jeden kosmyk, jednak dziewczyna poczuła na plecach jego oddech i odwróciła się. Chłopak skręcił w przeciwną stronę wymijając ją.
Wtedy podjechał stary model Fiata. Scarlet skrycie się uśmiechnęła. Dziewczyna jednym susem skoczyła na siedzenie obok kierwocy.Darknes hunter przeklnąl w myślach dziewczynę.
-No dzień dobry! -krzyknęła pełna entuzjazmu z wielkim uśmiechem na ustach.
-Sky, chyba już odebrało ci wzok. Już prawie ciemno!-zaśmiał się ucieszony na jej widok przyjaciel. Był blodynem o dłuższych włosach i delikatnych rysach chłopaka. Jego jasne, brązowe oczy od zawsze kojarzyły się Scarlett z białą kawą, którą jego mama zawsze parzyła, gdy siedzieli u niego.
-Liam geniusz inteligencji się znalazł! Lepiej powiedź co u ciebie w pracy? Jak przez wakacje zarobisz na nowy wóz to ja Ci się dokładam.-rzekła dziewczyna zdejmując szpilki. Stopy bolały piekielnie.
-Bawiłem się z tym oto autkiem od dziadka, a teraz zwinąłem się do domu po Twoim telefonie. Co dzisiaj tak wcześnie? Stało się coś?-zapytał zmartwiony.Ona pokręciła przecząco głową. Nie chciała obarczać innych swoimi problemami.
-Bramy piekiel witajcie. Dzisiaj się z szefem pobiłam i .. cholera co tu tak zimno?!-była mistrzem zmiany niezręcznych tematów. Laim spojrzał na nią zdziwiony.
-Nie uwierzę, że taka spokojna dziewczyna z błachego powdou użyła przemocy. Przeciez Ty nie pozwalasz pszczoły skrzywdzić a co dopiero komuś przykrość zrobić.To ja CI zabijam pająki w pokoju ...-Liam nie mógł tego pojąć.Spojrzał na łzy w oczach swojej przyjaciółki.Gwałtownie zjchal na pobocze.
-On się do ciebie przystawiał? Tak?-zapytał wzburzony.Scarlett milczała.Nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Zawracamy, ja sobie z nim porozmawiam.
-Liam.-dziewczyna chwyciła jego dłoń.-Proszę nie jeżdżmy tam. Wiem, że zawsze chcewsz mnie chronić, ale to mój problem.Nienawiść rodzi nienawiść. Ja nie chcę żeby ktoś cierpiał.-chłopak od zawsze mial do niej słabość.Patrzyl w prosto jej oczy. To była słodka, niewinna Scarlett od jaką zawsze pamiętał. Nigdy nie zrobił by czegoś, co przyniosło by jej przykrość. Ciągle czuł jak jej zimna dłoń ściska go błagalnie.Odpalił samochód.
-Jadłaś coś?-zmienil temat.
-Jedziemy do maka!-zaśmiała śię głośno i usiadła po turecku na fotelu.
-Czemu nie mówisz, ze ci zimno?-w jednej chwili włączyl ogrzewanie.
-Mi jest zawsze zimno.Nigdy nie urosnę i zawszę będę uśmiechnięta.-wyliczała głośno.Opała głowę o szybę, miała ochtotę coś uderzyć. Własnie dojechali na miejce.
-Jeden wegetariański i zestaw numer 5 na wynos.-zamówił Liam bez cienia zastanowienia. Ruda dziewczyna przyjęła zamówinie i puściła oczko do chłopaka.
-Już się robi.-rzekła wyjątkwo kobiecym głosem.
-Ona jest ładna i leci na ciebie.. Umów się z nią.-rzekła Scarlett wyraźnie podekscytowana swoim spostrzeżeniem.
-Ładne kształty, nie powiem.-rzucił usmiechnięty chłopak.
-OOo ! Nasza pioseka!-krzyknęła dziewczyna i pogłośniła radio na max. Oboje zaczęli wykrzykiwać słowa piosenki i wymachiwać rękami. Z oddali słychac było ich nieudolne głosy, ale ich cieszyło to bardzo. "Darkness hunter" zaparkowal tuż za ich samochodem. Przewrócił oczami. "Zupełnie nie rozumiem tych ludzi"-pomyślał.
-Proszę bardzo. Zapakowałam coś ekstra -rzekła namiętnie sprzedawczyni podając zapakowane jedzenie Liam'owi. Spojrzał na rachunek.Był na nim numer telefonu zapisany szminką."Rezolutna kobieta" pomyślała dziewczyna.
-Dzięki-chłopak obdarzyl ja skromnym uśmiechem.Scarlett dała mu łokcia w brzuch.
-Zadzwoni.-rzuciła głośno.Liam zasłonił jej usta ręką.
-Cicho siedź i trzymaj jedzienie.-powiedzial podając jej wegetariańskie. Zaparkował na parkingu.
-Proszę bardzo, specjalnie dla ciebie z widokiem na miasto!-zaśmiał się. Jednak ona nie wytrzymała.
-Jesteś głupi,czy takiego udajesz?! Umów się z nią.-nakłaniała podekscytowana Scarlett. Liam nie popatrzył w jej stronę.
-Zły pomysł.Daj mi frytkę.-powiedzial wyciągając jej z kubeczka.
-Pewnie.. Rób co chcesz .... Ale wiesz co siostro ? Będziemy w jednym zakonie ! Zobaczysz!-powtarzała pod nosem. Dlaczego jej kumpel dotąd nie znalazł sobie dziewczyny?!
- Ty chyba orintacji nie zmieniłeś?-rzuciła wystraszona.
-A masz coś do gejów?Hmm ?-zdenerwował się.Spojrzała na niego zaskoczona.
-Pełna tolerancja.-podniosła ręce do góry w geście obronnym.
-A ja nie!-rzekł i wybuchł śmiechem.dziewczyna wypuściła powietrze z ust.Spokojnie zjedli co mieli zjeść.
-Jedziemy do domu?-zapytał cicho.Dziewczyna kiwnęła przecząco głową.Zmarszczyła nos.
-Jestem sama w domu, i już wyobrażam sobie robotę, jaką muszę zrobić....Jestem tak wściekła..Lio...-powiedziała błagalnym głosem.-Proszę, jedźmy gdzieś...Chłopak spojrzał na dziewczynę. Wiedział co trzeba zrobić, gdy jest w tak marnym stanie.Wkońcu spędzili ze sobą całe dzieciństwo. On, Stella i ona. Od zawsze nierozłączni.
-Dobrze, jedziemy na siłkę, bo tutaj nawet duże lody z karmelem nie pomogą. Nie marz się tyle.-rzucił z uśmiechem na twarzy.
-To mój urok osobisty ! Roztapiam serca. Siłka? Jak to? Może nie zauważyłeś, ale ja mam spódnicę!-rzucała się zdziwiona dziewczyna. Laim tylko się usmiechnął i zapalił silnik.
-Porywam Cię, ale spokojnie mam dress z tyłu.-rzucił komediowo.
-Z kim ja się przyjaźnie! O ja nie wiem czy dałabym się komukolwiek porwać.-powiedziała głośno śmiejąca sie dziewczyna.Oboje beztrosko żartowali, nie zdając sobie sprawy, że tuż za ich plecami czaił sie chłopak z zadaniem do wykonamia.Bezwzględny chłopak.
-Staruszku... zbiję szybę w oknie i ukradnę jej czapkę.. -powiedział znudzony chłopak. Było mu już zimno.
-Cierpliwośći-uspokajał.
-Zebym nie mógł jej złapać od rana... Najpierw szukałem ją w czterech innych knajpach, a kiedy wkońcu znalazłem... Musiała się wtedy odwrócić... Ta kobieta jest niemożliwa... -skarżył się zły.
-Ale co w tym złego? Przewietrzysz się. Poznasz ludzi, bo zdzikniesz..
-Nienawidzę ludzi.Nie mów mi jak mam żyć. W końcu to ja tutaj na chleb zarabiam.-chłopak miał rację.wkońcu Staruszek sprzed komputera sie nie ruszał.
-Ty chłustku!-rzucał sie.
-Sorry Staruszku, ale dokończę zadanie i znikam, Nie mam ochoty być w trójkę na randce na parkingu obok śmietnika. Ten kleś nie ma klasy... Zabrać dziewczynę w takie miejsce... Żałosne.Niech jej szopa-pracza na pierwsze zwierzątko kupi.-sarkastycznie podszedł do sprawy.
-Nie komentuj, tylko się skup.
-Ruszają gdzieś.... Jestem tuż za nimi.
-Twoja tożsamość musi być anonimowa, pamiętaj.-upominał starszy grzebiąc w szufladzie.
Liam kilkakrotnie skręcał, jednak chłopak był jego cieniem.wtedy znaleźli się przed budynkiem. Pod klubem stało kilka napakowanych mężczyzn, więc "darkness hunter" postanowił nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagii. Zaparkował swoim suzuki w tylnej cześci parkingu. Uważnie patrzył na zachownaie swojej ofiary. Ku jego zdziwnieniu z samochodu wyszedl tylko blondyn i oparł się o tył bagażnika. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uwaznie patrzyl przed siebie. Po chwili z samochodu wyskoczyła dziewczyna w dresie.Włosy miała spięte w luźny kucyk aż do jej ramion.
"-Bawi sie ze mną, czy co ?"-pomyślał zdziwony. Uważnie przyglądał się jej figurze. Była nie za chuda... nie za gruba... trochę dziwna.. Spoglądnął na pakerów pod drzwiami budynku. Wyglądali, jakby zobaczyli kogoś kogo chcieliby zabić. Dziewczyna podeszła w ich stronę.Chłopak wyraźnie poczuł zaniepokojnie.Zapalił silnik. Dziewczyna posuwała się nieustraszenie do trzech mężczyzn z rękawami od tatuaży i głowami wystrzyżonymi na zero.To nie było towarzystwo dla dziewczyny.Scartlett podbiegła do nich."Specjalnie szuka kłopotów"-myślał Hunter. Mężczyźni od razu zaczęli ją przytulać. Cała czwórka wyglądała jakby się witała.
-Sky, całe wieki cię tu nie było !-powiedział jeden unosząc ją do góry. Chłopak szybko zgasil silnik. Wmurwało go do asfaltu. Nie wierzyl w to, co właśnie zobaczył.
-To całe 165 ! -krzyczała głośno się śmiejąc. Wtedy podszedł Liam i skromnie się przywitał.
-Idziemy poćwiczyć, ale tylko na chwilę.Możemy?-mówiła jak słodka dziewczynka.
-Dla ciebie malutka za free. Mamy jeszcze dług u Twojego ojca. Świeć panie nad jego duszą.-powiedzieli pokornie.Sky w takich chwilach czuła się niezręcznie.
-Chocmy.-powiedział Lio, łapiąc ją za rękę.Dziewczyna smutno się uśmiechnęła.
-Szlak...-przeklnął chłopak. -Czy ona nie może zostać sama przez chwilę?!-frustrował się.
-Czy ona właśnie weszła na siłownię?-zdziwił się Staruszek oglądając całe zajście na monitorze w swojej norze.
-Podaj mi jej adres.-rozkazal chłopak.
-Co zamierzasz zrobić?-dziwil się.
-I nie mów tak głośno, głośnik wbija mi sie do ucha.Szkodliwego mi nie płacą.-skończył twardo.
-Jesteś niemożliwy.-skomentował
-Jestem idealny.Zazdrościsz?-ironia.
- Co planujesz zrobić?-powtórzyl Staruszek.
-Włamać się o jej domu i pewnie ma jakąś szczotkę, co nie? Naprwdę, wszystko muszę planować za Ciebie...-przewrócił oczami.
-Green Sreet 22.Ma dom na wzgórzu, w prawie środku lasu.Wyślę CI na GPS.-powiedzial z prędkością światła.
-Ruszam.-rzekl i spokoojnie odjechał.Scarlett zauważyła motocyklistę przez okno, jednak nie był to jakiś szczególny widok, więc odwróciła wzrok od okna.
-Sky, choć na ring.-zachęcił Lio, więc poszła bez wachania. Uważała, że szczególnie kobieta powinna umieć się obronić. A Liam był wyjątkowo cierpliwym nauczycielem.
-Gdy ktoś podszedł by do Ciebie, aby Cię uderzyć, co byś zrobiła?-zapytał. W walce ważne jest przewidywanie ciosów.
-Zadzwoniła do Ciebie?-usmiechnęła się.
-Kochasz sarkazm.-powiedział Lio, z poważną miną.
-Przepraszam panie pułkowniku.-dziewczyna spuściła głowę.
-Nauczę Cię rzutu napastnikiem przez bark.-wskazał pacem na dziewczynę, która na początku chciała odmówić, ale wkońcu to byl jej brat, któremu ufała.
-W momencie gdy napastnik staje przed tobą i wznosi prawą rękę do góry próbując Cię uderzyć unosisz lekko zgiętą w łokciu lewą rękę i chwytasz go za nadgarstek prawej ręki. Pamiętaj, aby kciuk był skierowany w stronę łokcia. Dostawiając swoją prawą stopę do prawej stopy przeciwnika wykonujesz półobrót, tak by napastnik znalazł się na twoich plecach. W tym samym momencie dostawiasz swoją lewą nogę do lewej nogi przeciwnika. Po obrocie twój prawy barki powinien znajdować się pod moim prawym ramieniem. W następnym kroku mocno chwytasz przeciwnika za ubranie na wysokości jego ramienia i wykonujesz szybki skłon tułowia w przód. Tym sposobem dosłownie rzucasz przeciwnikiem o ziemię.-powiedział ostrożnie demonstrując to dziewczynie.
-Padajcie do stóp, Sky spróbuje komuś zrobić krzywdę.... -popatrzyła wilkiem na Lio.
-Lepiej przyznaj, że się bo..-nie zdążyl wypowiedzieć ostatniego wyrazu, gdy dziewczyna szybko zrobiła to, co jej pokazał. Liam runął na ziemię.Dziewczyna wyprostowała się i zrobiła twarz "suki".
-Jeszcze raz?-zapytała twardo.
-Nie, było całkiem dobrze.-powiedział rozłożony na łopatki.Nie wierzył, że dziewczynie uda się za pierwszym razem go przerzucić.
-Miałam dobrego nauczciela.-uśmiechnęła się gorzko.
***
Chłopak na nocne posyłki odnalazl dom dziewczyny.Spostrzegł otware drzwi balkonowe na trzecim piętrze.Nie było to dla niego nic trudnego. Wspiął się po oknach.
-Nawet otworzyła mi drzwi.-powiedział i delliaktnie uchylił drzwi balkonowe.
-Potraktuje to jak zaproszenie-pomyślał z lekkim uśmiechem i odchylił firanki zakrywające ciemny pokój.Myslał, że dziewczyny nie będzie przez dłuższy okres czasu, wiec zaświecił światło.Okazało się , że trafił w 10.Był w pokoju dziewczyny a tuż przed nim leżała bluza z zabrudzonym farbą rękawem.Rozglądnął się... Był to strych, przerobiony na pokój, Na szafkach mieścioło się kilkanascie książek..Pomyslał, że dziewczyna widocznie jest bardzo inteligentna.Poznał książki, które przeczytał.Następnie zobaczyl na fotografie. Dziewczynka z rodzicami i identycznym psem, jaki był na fotografi przysłanej przez fotografa. Następnie przytulała się z jakąs kobietą. Wtedy miała bajkowe oczy. Kolejne zdjęcie przedstawiało blond chłopaka, dziewczynę o kolorowych włosach i Scarlett.Leżących na zielonej trawie i usmiechających się.Następnie była biżuteria lecz tylko jeden srebrny krzyżyk.. Dziewczyna miała spory zbiór kolczyków i gumek do włosów. Na szafce były przyklejone szkice dziewczyny.
-Co za ręka ! Wyglądają jak żywe!-rzucił staruszek.
-Mhm.-potwierdził chłopak. Spojrzał jeszcze na ścianę obok dużego łóżka. Mieściły się tak liczne obrazki, a na nich powieszone zostały światełka.. "W lecie?"-zdziwł się jeszcze bardziej. Nie rozumiem dziewczyn.Spod poduszki wystawał portfel. Wziął go do ręki. Gdy go otworzył zdiwił się.
-Sporo-skomentował Staruszek widząć jej oszczędności. Chłopak wyciągnął dowód osobisty. Zobaczył na nim dziewczynę, której tak bardzo szukał. Zrobil szybkie zdjęcie swoimi oklularami z wbudowną kamerą.
-Kathrine to ty ?-drzwi uchyliły się, a w progu stanęła ta sama istota. Chłopak odwrócił się i spostrzegł, wątłą osobę w czarnej bokserce i szarych spodniach dresowych. Ciemne włosy dodawały jej wdzięku.Chłopak mimo, że już ją widział tym razem wgapiał się w jej smutne oczy. Popatrzyła na ręce złodzieja, który trzymał jej portfel.Wytrzeszczyła duże oczy, na które tak bardzo zwrócił uwagę, wtedy z ręki wypadła jej torebka. Chłopak odwrócił się, aby zakryć twarz.Dziewczyna myślała, że zaczął ucieczkę.
-Zaczekaj! Ty .. nie rozumiesz.. Ja... Ja... Wyjaśnie... Ja NAPRAWDĘ potrzebuje tych pieniędzy.-krzyknęła.
-Każdy potrzebuje kasy.-odrzekł spokojnie.
-Moja mama ma białaczkę. -głos dziewczyny zadrżał. Chłopaka wbiło do podłogi... Więc taak pomaga rodzicom-pracując do utraty sił...
-Jest lek, który zatrzymuje rozwoj choroby, ale jest on nierefundowany. Oszczędzałam na niego przez dwa miesiące. Miałam aż 4 pracy na raz...Dlatego błagam Cię, nie zabieraj tych pieniędzy. Proszę, daj szansę moejej mamie przeżyć te kilka dni dłużej.. Błagam Cię...-powiedziała płacząc. Ciężko oddychała, wyznanie tego było dla niej bardzo trudne. Chłopak przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. Czasami był jak góra lodowa co zatopiła tytanika.Rzucil portwel na łóżko. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Nie po to tu jestem.- oznajmił twardo chłopak, któremu mimo, że było przykro dziewczyny, miał zadanie. Teraz miał okazję zakończyć swoją misję.Zbliżył się do niej lecz ona poczuła się zagrożona i zaczęła uciekać. Chłopkaka to nie zdziwiło. "Zawsze się tak zachowują." -powiedział goniąc ją.
Scarlett zbiegła ze schodów, wiedziała, że musi jak najszybciej opuśić swój dom, który zawsze był dla niej bezpieczną przystanią, jednak dziś był pułapką. Znalazła sie w salnie. Złodziej epicko zeskoczył ze schodów i znalazł się tuż przed nią.Dziweczyna zapiszczała.
-Cholera!-krzyknęła. W odruchu przeskoczyła przez kwiecistą kanapę.Chłopak pokiwał głową w geście uznania.
-Takiego szpagatu nie widziałem.-zasmiał się.
-Odejdź-krzyczała po raz kolejny.. Tutaj liczyło się jej życie.
Dostrzegła lapkę, stojącą na szfce i rzuciła w niego.
-To był zły pomysł, mała.-powiedział cicho.Dziewczynę sparaliżowal strach.Myślała, ze tym go trochę przestraszy.Fakt, że było ciemno w salonie nie ułatwiał jej ucieczki.Chłopak wyciągnął prawą ręke chcąc chwycić ja za ramię.
-Przepraszam.-powiedziała w pośpiechu i wykorzystała swoją świeżo-nauczoną sztuczkę.Po chwili chłopak leżal na dywanie. W salonie panował pół mrok.Jakoś nie było czasu na oświecenie światła. Gdy do drzwi miała zaledwie 3 metry, potknęła sie o jakiś przedmiot.Pewnie jej siostra zostawiła go wychodząc. Z resztą ona sama zawsze była niezdarna. Wylądowała jak kłoda na podłodze. Z tej odległości widziała upragnione drzwi wejściowe. Usłyszała kroki za sobą. Serce waliło jej jak młot a oddech przyspieszał.
-Ałć. To musiało boleć-rzucił niewzruszony włamywacz.Ppodniosła się na rękach i czekała aż będzie wystarczająco blisko. Czuła, że stał nad nią. Odwróciła się na plecy i wymierzyła kopniaka prosto między jego nogi. Jednak.. nie wyszło tak jak tego oczekiwała. On juz to przewidział. Napastnik złapł jej nogę i pociągnął parę kroków w tył. Następnie chwycil przedłużacz, przez który przepadła i związał jej nogi.Włosy rozbiegły się na wszytskie strony. Jednak ona nie przestawała się szamotać, więc chłopak był zmuszony usiaść na jej brzuchu a by ją odezwładnić.
-Zjedż ze mnie!-rzuciła zła, zadając ciosy w jego klatkę piersiową.Jednym silnym ruchem przeciągnął jej dłonie nad głowę. Zaczęła płakać ze złości.
-Cii...Przecież nie chcę Cię skrzywdzić-rozkazał.Ucichła.Chciała zapamiętać jego twarz, jednak była znacznie zasłonięta.Nie miała jak się uwlonić.Drugą ręką sięgnął po nożyk za paskiem.Scarlett zdrętwiała. Chłopak odciął jeden kosmyk jej włosów i włożył do plastikowego woreczka.
-Zamykaj dokładnie dom, inaczej ktoś mogłby Cię skrzywdzić. Było miło.-puścil jej oczko, wstał i wyszedł szybko przez drzwi wejściowe. Dziewczyna w momencie się oswobodziła. Była na progu załamania.. Nie rozumiała tego wszystkiego.Rzuciła się do drzwi i zakmnęła jedyn szybkim ruchem. Dlaczego jej nie zabił?Szok trwał kilka minut. Póżniej wróciła do pokoju sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Nie chciała wzywać policji, nie mogła robić zamieszania wokół siebie..Cieszyła, się że żyje. On mógł ja zabic. CO SIĘ WŁASNIE STAŁO ?!-jej myśli krzyczały. Nie chciał pieniędzy, kosztowaności jedynie przyszedl cos sprawdzić. Pewnie jakis psychol. Jaki normalny człowiek odcina włosy dziewczynie ? Nie mogła widziec głębszej treści jego zachowania. Dobrze, że jej siostry nie było w domu bo mogło by się to skończyć tragicznie.Zadzwoniła do ciotki, która mieszkała po sąsiedzku.. Starała się uspokoic.Urała o wiele za duży swetr mamy. Dawał jej poczucie bezpieczeńswa.
***
-Ahh.. naprawdę, ta dziewczyna jest okropna.Boli mnie cały bark. Widacz, że to jakis gang feministek, ale w sumie... Strasznie mi jej żal. jakbyś zoabczył jej dłonie... Poryswane aż przykro patrzeć.Rana na ranie.Coś okropnego.-mówił bez chwili ustanku.
-I teraz wyobraź sobie co musiałbyś robić, za taka sumkę jak teraz zgarniemy.. Wysłałeś do analizy?-pytał owinięty w koc.
-Mhm.-powiedział ciągle myśląc o dziewczynie.
-Albo taka odważna albo głupia....Z resztą kto normalny trzyma tyle pieniędzy pod poduszką?! Przecież jakby pojawił się tam jakiś złodziej...-ciągnął dalej chłopak.
-Złodziej taki, jak Ty ?-zaskoczyl go Staruszek.
-Ja nie kradnę hajsu spod poduszek małych dziewczynek. Jestem poważnym, mega sexownym nocnym chłopcem na posyłki.- zauważył.
-Jestes jeszcze tylko chłopcem.Zniszcz wszystkie dowody związane ze sprawą.Jak zawsze, Robinn Hood'dzie.-zażadził Staruszek.
-W każdym razie jest dziwna.I nie w moim typie, ale jakoś jej nie da się nie lubić..Nawet nie licząc faktu, ze tak się poświęca dla mamy..-tłumaczył się. Zawsze to "ale"
-Spodobała Ci się cnie ?-rzucil w żarcie.
-Widziałem lepsze niż spocone w dresie. Były modelki, aktorki...-wymieniał licząc na palcach.
-Ale tylko o niej gadasz ciągle.Zamilcz. Idę spać.Kaska jest na Twoim koncie.Koniec sprawy.-rozporządził szef, rozkładajać pleciony na drutach koc.
-Dobranoc.-rzucił i się rozłączył.Ubrał piżamę i położył się do łózka. Nawet nowy mterac nie przykuwał jego myśli. Tej nocy nie spał dobrze.Do pózna myślał tylko niej.Ilekroć próbował odalić niespokojne myśli, przypominał sobie jej usmiechniętą twarz.CO SIE DZIEJE ?!-krzyczał do siebie.
-Może nie powinienem zgodzić się na tą misję, ale-zawahał się -wtedy bym tej dziewczyny z ciekawym życiorysem nie poznał...I tak byłoby zdecydowanie lepiej. Jest dziwna, nie podoba mi się a to jest koniec sprawy.Juz jej nie zobaczę. Tyle w temacie.-poczym przykrył głowę poduszką i zapadł w sen.
***
-Halo ? halo? Kto dzwoni ? Wiesz, która godzina?Lepiej, żeby to było coś ważnego bo inaczej zabije...-mruczała cichym głosem rozbudzona dziewczyna o stu kolorach włosów.
-12 rano.-uswiadomiła jej przyjaciółka.
-I tak zdecydowanie za wczesnie jak dla mnie...-mruczła. Jeszcze leczyła wczorajszego kaca po świetnej imprezie.
-Stell, wydaje mi się, że znowu wpakowałam się w kłopoty.-Scarlett mówiła drżącym głosem do telefonu.Potrzebowała pomocy.
-Sky! Gdzie jesteś?-przyjaciółka momentalnie się wybudziła.Okryła się kocem i podeszła do komputera.
-W pracy, w sklepie na Roadstreet.Jacyś mięśniaki mnie próbują na siłę złapać. Lepiej, żeby zniknąc.Boję się, że mi coś zrobią...-kryła się za ladą sklepową czarna sklepikarka.
-Mają dziary?-zapytała szybko włączajać swój sprzęt.Włamała sie do kamer w sklepie aby zobaczyć sytuacje. Dziewczyna rzeczywiście była w opałach.
-Wersja dla elegancików.Pewnie książki nie chcą wypożyczyć ...-zauważyła.
-Tak, jasnne.Chyba polec im "Alicję w krainie czarów". Powiedź, ze grasz królika i musisz uciekać, bo goni Cie czas.-zagadywała wystraszoną przyjaciółkę. Zawsze potrafiła wesprzec swoją siostrę.
-Dam im "50 twarzy Grey'a" wyglądają na spiętych.-zaśmiała się pod nosem.Stella juz działała w presji.
-Na pewno nie możemy wezwać policji?-zapytała, chcąc się upewnić.
-Żadnej policji! Nie mogę wzbudzić zamieszania.Wiesz czemu.-twardo mówiła Scarett. Miała swój sekret, który musiała za wszelką cenę zachować w tajemnicy. Stella jako jedyna wiedziała o nim. "przeszłośc i tak mnie dogoni.."-pomyślała Sky.
-Co w takim razie planujesz ?-czekała na decyzje swojej najbliżeszej osoby.
-Muszę sie zmyć w szybkim czasie.-powiedziała czołgając się na czworakach obok półek z produktami.
-Dzwonię do znajomego przywiezie cie do mnie do domu. A ja zablokuje kamery i akta policyjne, wszystkie dane osobowe, gdyby mieli cię znaleźć.Za 30 sekund kumpel będzie na parkingu.Ma dług wdzięcznosci dla mnie.Bedzie niebieskim samochodem.-planowała sprytna dziewczyna. Reka przeczesała swoje swietne tęczowe włosy, pachnące jeszcze tytoniem.
-Nie bede sprowadzała na ciebie niebezpieczenstwa!Nie możesz się mieszać!-podniosła głos. Jeden z osiłków wyraxnie to usłyszał i podążyl w stronę żródła głosu.
-Sky spokojnie, trzezwy umysł.Jedna noc u mnie i znikniesz. Nikt się o tym nie dowie. Nikt się nie zorientuje.-zapewniała z wielką troską.Dla Scarlett zawsze była kimś wyjątkowym, ale może wróćmy do akcji.. Sky własnie znajdowała się między połkami z gochem i fasolą a makaronem.Musiała się czołgać bo regały miały zaledwie 150. A ona nie mogła sobie pozwolić na niedyskrecję. Słyszała cięzkie kroki tajniaka.Nie miała jak uciec. Więc tak zwyczajnie miała sie podać? Usłyszała dzwięk ładowanej broni.Gościu coraz bardziej zbliżal się w jej stronę. Dziewczyna panikowała. Wtedy wyszedł zza rogu półki.. ale tam nikogo nie było. Podszedł kilka kroków aby sprawdzić teren.
-Czysto.Nie ma jej tu.Zadzwoń do szefa, że nie chce pójść z nami. Widocznie się boi.Uciekła.-mówił chropowatym głosem do swojego partnera.Scarlett leżała na samym dole połki za makaronami i niesłyszała rozmowy partnerów.Mały wzrost czasem efekty przynosił.W ręce ściskała mocno telefon.Z tej odległości widziała jego czarne buty. Rzeczywiście wtedy sie bała. Koszmar dzieciństwa się przypomniał.Zamknęla oczy. Zrezygnowany mężczyzna odmaszerował. Scarlett odetchłneła, szybko wyczołgała się z półki i na czworakach przeszła resztę drogi do wyjścia. Uchiliła delikatnie drzwi.. "Cholerny dzwonek "-pomyślała. Żałowała, że go tam powiesiła. Po sklepie rozległ się charakterystyczny dzwięk...Bo przeciez szło za dobrze.Nim mężczyżni w garniakach zdążyli się odwrocić, ona wyparzyła z tamtąd jak kometa. Wpadła na kogoś, przeprosiła i biegła dalej.Na tacy stawiała swoje życie. Przepychając się przez tłum wbiegła na parking. Niebieski samochód bez dachu właśnie zajechał z wyraźnym piskiem. Scarlett bez chwili wahania wskoczyła na tylne siedzenia, nawet nie patrząc na kierowcę.
-Gazuuu! -krzyknęła leżąc na tapicerce ze skóry.Stella zawsze miała ciekawe towarzystwo, a teraz dzięki niej miała szofera. Gdy wyjechali z centrum głośno odetchnęła.

***
Kilka dni później.
***
-Hunter!Hunter! Wstawaj leniwa dupo! Robota jest!-rzucil ochrypły głos z głośnika. Następnie zaśpiewał jakaś piosenkę o żołnierzach, wspominając czas wojska.
-Starry.. błagam.
-Kiedyś służba wojskowa była obowiązkowa, i byli mężczyźni, a teraz ? Jeden synek mamusi się znalazł. -prychnął nie dowierzając w dzisiejsze młode pokolenie...Uzależnieni.
-Moją mamę w to nie mieszajmy. Zrodziła mieszankę wybuchową, świat jest wdzięczny jej za to.-mówił jedząc zupę błyskawiczną.Nigdy nie nauczył się gotować. Z resztą zamawiał gotowe jedzenie, więc po co mu była umiejętność gotowania?
-Jest łatwa kasa, bohaterze.Pamiętasz, tą laskę co myślała, że okradniesz jej skarbonkę?-zapytał Staruszek, przeciągając się, po długiej nocy. Minęło sporo czasu od kiedy wypełnili tą misję.
-Pani odważna wolontariuszka? Czy raczej buntowniczka? Jasne.-rzekł bez chwili zastanowienia. Bił się z myślą, czy o nią zapytać, w końcu nie chciał dać oznaki, że w ogóle go intesresuje. Przecież nauczyciel i tak zaraz mu o niej wspomni. Cisza ze strony naczyciela. Ta straszna cisza. Pewnie została zabita.
-Co z nią ?-zapytał twardo, przygotowując się na straszną prawdę.
-Mamy "rozkaz" przyprowadzenia przed oblicza króla. Ten sam zleceniodawca co ostatnio.-rzucil czytając dobrze płatne zlecenie.
-Ale.. w związku z tym grafitti, czy..? -zapytał cicho wiedząc, że Staruszek nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie.Nie milił się - znów cisza.
-Im wiecej o tym myślę, tym staje się to trudniejsze.-szeptał do siebie.Własnie sparzył się makaronem.
-Słuchaj. Czyste fakty. Mamy dziewczynę, mamy grafitti na ścianie budynku, mamy gościa, który wysyła zdjęcia gdy była mała z psem, mamy informację, że musimy ją do niego przyprowadzić... To nie ma sensu.-oburzył się.
-Gryzie Cie to?-zdziwil się nauczyciel.
-Zastanawia.-stwierdził myślać rozsądnie.
-Nie mogę się dostać do jej akt.Jest zablokowane połączenie. Ona będzie z jakieś mafii, albo ma zdolnego hakera.-podsumował zły na siebie.
-Ale czekaj... Dlaczego to muszę być ja? Nie mogą podesłać limuzyny po nią ?-zaśmiał się pod nosem.
-Wysłali dwóch gości w garniaku, gdy pracowała w sklepie. 30 sekund i dziewczyna przepadła bez śladu. Możliwe, że się ukrywa albo ją...-nie zdążył dokończyć.
-...porwali-chłopak wstał. Odłożył kolację.
-Tutaj jest coś głębszego ukryte. Zamierzam się tego dowiedzieć.Ta dziewczyna.. Z nią jest coś nie tak. Zmierzam sie tego dowiedzieć.-zaznaczył. Tutaj liczyła się jego kariera. Może to jakaś seryjna morderczyni? Albo ofiara... Pomyślał, że bardziej pasuje do niej
-Twoj ojciec też kochał zagadki...Byl najlepszym dedektywem w mieście. Ile my spraw razem rozwiązaliśmy...-zadumał sie w swoim fotelu.
-Masz przejrzeć kazde nagrainie, każde...-przerwał mu chłopak.
-Właśnie wypłaca pieniądze z bankomatu.-tym razem Staruszek mu przerwał. Kochali się przegadywać.
-Wyślij mi aderes na telefon. Podstaw samochód pod wejście.Działam.-chłopak od zawsze był zdecydowany.
-Taki nerwowy...- rzucił na odchodne."Dobrze Cię wyszkoliłem"-pochwalił się w myślach.
Chłopak zarzucił czarne ubrania i niczym petarda wybiegł przed budynek swojego bloku. Samotnośc w tłumie. Mrówka w mrowisku. Mniejsze prawdopodobieństwo zdemaskowania. Na podjeżdzie czekało czerwone volvo, zasłonił twarz.Czas na przedstawienie. Odpalił silnik i ruszył w stronę gwiazd.
***